Co zrobić, aby przestać pić? Jak zapanować nad piciem? Jak pokonać nałóg alkoholowy? Co zrobić, aby przestać się ratować alkoholem? Jak uwolnić się od alkoholu? Jak trzeźwieć jeśli dookoła tyle osób pije? Jeśli masz za sobą kilka nieudanych prób wyjścia z nałogu alkoholowego, to podejrzewam, że doskonale wiesz, czym jest zwątpienie i przeszywające cierpienie…
Droga do wyjścia z nałogu alkoholowego bywa kręta i wyboista. Nie ma też jednej najwłaściwszej, a zarazem najlepszej. Choć są takie, które są bardzo popularne i czasem wręcz narzucane, jako jedne wiodące do trzeźwości, to jednak nie u każdego się sprawdzą. Wie o tym najlepiej Holly Whitaker autorka książki „Na zdrowie! Jak trzeźwiałam w kulturze picia” (link do książki >TUTAJ<), która zanim odkryła, co tak naprawdę pomaga jej uwolnić się od nałogu, to kilkanaście a może nawet kilkadziesiąt razy upadła. Z każdym upadkiem koło się zataczało – nie chciała pić, a i tak po alkohol sięgała. Alkohol był dla niej jak przyjaciel. Był jak dobry kumpel, którego każdy z nas powinien mieć. Takiego który rozbawia i pomaga się wyluzować. Dodaje odwagi i pewności siebie. Uspokaja i wycisza. Jest jak kołysanka do snu. Jest jak batonik energetyczny, który doda siły. Jest jak lekarstwo na przeziębienie. Jest tak wyjątkowy, że aż człowiek przy nim zaczyna być prestiżowy. Jednakże to wszystko kłamstwo. Jedno wielkie kłamstwo. To nie przyjaciel, a wróg, który odbiera człowiekowi jego tożsamość. Zabiera mu życie jeszcze za życia. Holly przekonała się o tym dopiero wtedy, gdy praktycznie każdego dnia wypijała kilka butelek alkoholu. Fałszywy przyjaciel towarzyszył jej praktycznie wszędzie, a co najgorsze przez niego nie mogła sięgnąć po to, czego tak bardzo potrzebowała. A potrzebowała poczucia własnej wartości siebie. Alkohol miał jej to dać, a tak naprawdę jej to odbierał. Zanim jednak to zrozumiała, to próbowała relację z alkoholem zmodyfikować. Ale niestety jej próby kończyły się kolejnymi upadkami. Gdy to dostrzegła zrozumiała, że ta przyjaźń nie może się udać. Nawet na chwilę. Nawet na sekundę. Przekonała się, że z alkoholem nie można się przyjaźnić, nawet od czasu do czasu, bo to jak lawirowanie nad przepaścią. Postanowiła głębiej zrozumieć siebie i tym samym odszukać sposób na odzyskanie kontroli. Skrupulatnie zaczęła pogłębiać wiedzę o alkoholu, ale także o tym, jak bardzo społeczeństwo samo sobie robi krzywdę reklamując alkohol jako „środek dobry na wszystko”. Nie rozumiała, dlaczego alkohol nie jest traktowany na równi z nikotyną, czy z kokainą. Nie mogła też zrozumieć, dlaczego tak bardzo dyskryminuje się pijące kobiety. Dlaczego przymusza się osoby uzależnione od alkoholu do „planu naprawczego AA”, który w jej przypadku budził tak dużą odrazę. Jej wnioski przyczyniły się do większego zrozumienia samej siebie. Odkrycia innych metod, które wspomagają w odzyskiwaniu kontroli. Stąd też pomysł na podzielnie się swoimi odkryciami, a zarazem drogą, która jej jako kobiecie pozwoliła w wartościowy sposób spojrzeć na siebie i na swoje życie. Ja zaś bazując na jej przemyśleniach, wnioskach i odkryciach krótko wyjaśnię, jak to jest, że terapia AA może budzić wątpliwości, w szczególności w kobietach. Postaram się również zawrzeć kilka sugestii, co do tego, jak zbudować przyjaciela w sobie, a nie szukać go w tak bardzo popularnym alkoholu.
„Nałóg zaczyna się od nadziei, że jakiś element zewnętrzny pomoże nam wypełnić wewnętrzną pustkę”. ~Jean Kilbourne
Zanim przejdę do sugestii, to w tym momencie chcę Cię zaprosić do krótkiej refleksji. Proszę zastanów się, czy w Twoim bliskim otoczeniu są choć cztery dorosłe osoby, które nigdy nie miały żadnej styczności z alkoholem, tzn. takie osoby, które przenigdy nie posmakowały alkoholu? Ja z szczerością muszę przyznać, że w moim otoczeniu nie ma nawet dwóch takich osób. Co nie jest świadectwem tego, że większość moich bliskich ma pewną trudność z alkoholem lub są od niego uzależnieni. Natomiast wniosek jest taki, że alkohol jest tak bardzo obecny w naszym życiu, że nawet nie zauważamy jego obecności. Jest praktycznie wszędzie, a co najgorsze stał się czymś co niesie pomoc, a tak naprawdę jest śmiercionośną trucizną. Jest używką, która zużywa człowieka i to dosłownie. Choć nie jestem abstynentką, to jestem w pełni świadoma tego, że alkohol na pewno mi nie pomaga. Wiem, że mój organizm go nie lubi i dobitnie daje mi o tym znać. Wystarczy niewielka ilość, abym poczuła się źle. Tylko, że ja nie jestem odludkiem czy odmieńcem. Bowiem alkohol jest zły dla każdego. Jednakże nie każdy ma tę świadomość. Świadomość tego, że alkohol działa jak trucizna. Niby powoduje odprężenie, a tak naprawdę jeszcze mocniej odchorowujemy swój stan przed i po wypiciu alkoholu. Tak, jak pisałam we wstępie. Jest jak dobry kumpel na wszelkie bolączki, czy niezawodny kompan na lepsze samopoczucie. Tylko to wszystko oszustwo. Obłuda. Bo nawet jeśli „coś daje” to o wiele więcej zabiera. A potem? A potem trzeba sięgać po niego częściej, bo okazuje się, że dotychczasowa dawka nie jest już taka „pomocna”, jak była na początku. Tylko, że ona nigdy nie była pomocna. To wszystko kłamstwo, które tak trudno zdemaskować. A wszystko dlatego, że dookoła tak wiele pochwał i reklam alkoholu. W celu zdobycia nowych pijących, wielkie fabryki alkoholowe dwoją i troją się, aby zmanipulować zachowaniem ludzi. Aby nakłonić ich do spożywania alkoholu, a potem do częstszego po niego sięgania. Ten toksyczny rodzaj marketingu wpływa na zachowanie ludzi. Łapiemy się na to. Niby mamy wybór, a tak naprawdę idziemy za tym, co nam jest wmawiane. Wystarczy prześledzić kilka seriali, a nawet kont na Facebooku czy Instagramie, aby zobaczyć czy usłyszeć o tym, jak alkohol pomaga odzyskać spokój. I okej, jest to jakiś sposób, ale ten „sposób” staje się reklamą trucizny jaką jest alkohol. Podprogowy przekaz przekształca się w przekonanie, a co za tym idzie wiele osób nawet nie zastanowi się nad tym, czy oby na pewno alkoholu potrzebuje.
Autorka „Na zdrowie” przytacza wiele badań, które ukazują, jak bardzo kobiety dały się złapać na reklamę alkoholu jako środka do wyzwolenia. Pokazuje, jak wykorzystano potrzebę wolności i niezależności kobiet do tego, aby zareklamować alkohol i tym samym zyskać większą ilość osób, które wręcz będą same sobą tenże alkohol reklamować. Jakże to przykre, że wykorzystuje się potrzeby ludzi do tego, aby ten alkohol reklamować. Przykre i zarazem prawdziwe, a niestety wiele osób nawet się nad tym nie zastanawia. Ja też przez lata byłam częstowana przekonaniem, że „polską gościnnością” jest zaproponowanie trunku alkoholowego osobom, które nas odwiedzają. A niestety takie przekonania przekazywane z pokolenia na pokolenia powodują, że sami napędzamy szkodliwy system, często nawet nie zastanawiając się nad tym. Co zatem zrobić, aby nie dać się złapać w sidła toksycznego systemu? Co zrobić, aby wyjść z kłamstwa, kiedy alkohol już jest tak bardzo obecny w naszym życiu?
Jak trzeźwieć w kulturze picia?
W swojej praktyce psychoterapeutycznej spotykam się z osobami, które chcą wyjść z nałogu alkoholowego. Pragną odzyskać poczucie kontroli, a przede wszystkim… No właśnie, czego nade wszystko potrzebują? Bywa, że te potrzeby bardzo trudno określić. Łatwiej jest określić to, czego nie chcemy, niż zajrzeć w głąb samych siebie, aby sprawdzić, czego tak naprawdę nam potrzeba. Holly Whitaker długo nie mogła tego odkryć. Wiele razy zbłądziła, zanim zrozumiała, że alkohol był tylko „sposobem”, który miał jej dać więcej pewności siebie, a także zbudować poczucie własnej wartości siebie. Do odkrycia tego, czego faktycznie potrzebowała przyczyniła się terapia AA, a raczej jej brak. Dzięki awersji, która pojawiła się w niej po zapoznaniu się z programem dwunastu kroków sięgnęła głębiej. Innymi słowy, dzięki obiekcjom, które wywołały w niej główne założenia terapii AA przybliżyła się do tego, czego dla siebie potrzebowała. Jak sama pisze: „Model AA jest dość powszechny, a ponieważ mnóstwo ludzi mających doświadczenie lub nie – sądzi, że potrzebujemy AA, jeśli mamy problem z piciem, społeczeństwo spodziewa się, że będziemy brać udział w mityngach AA. A jeśli chcemy rozwiązać problem z piciem, musimy podporządkować się regułom AA. Według ich założeń straciliśmy zdolność – czy nawet prawo – żeby się dowiedzieć, co jest dla nas najlepsze. Kiedy przyznałam się do uzależnienia od alkoholu, ludzie mieli jeszcze mniejszy problem z podważaniem mojej sprawczości, samoświadomości, a nawet umiejętności mówienia prawdy. A jeśli jesteś kobietą, to znaczy, że nie możesz ufać nawet sobie, a gdy na dodatek jesteś alkoholiczką, to już na pewno. Zarówno bliscy, jak i obcy, nie mieli żadnych oporów, żeby mi mówić, co powinnam zrobić, aby wyleczyć się z alkoholizmu, i co się stanie, jeśli tego nie zrobię.
Kontynuowałam moją podróż, i dalej odmawiałam uczestniczenia w tradycyjnych terapiach dla osób walczących z uzależnieniem, zaś głosy w mojej duszy stawały się coraz donośniejsze i niemal słyszalne na zewnątrz. Ciągle mi powtarzano, że to przemawia moje ego, i jeszcze dodawano, że ego przejęło nade mną władzę, a ja zawsze byłam popieprzona i pewnie taka pozostanę; że oszukiwałam siebie i innych; pewnie znowu zacznę pić, jeśli nie pójdę na spotkanie AA; no i najważniejszy argument: wypieram prawdę, skoro nie chcę uczestniczyć w programie AA, który uważam za uciążliwy. (…)
A jednak dalej szłam drogą, która wydawała mi się zdrowa, sensowna i w efekcie uzdrowiła mnie, na przekór próbom ośmieszania, zawstydzania i straszenia. (…)
Ciągle jeszcze brakowało mi słów, żeby wyjaśnić, dlaczego kobiety wymagają innego podejścia oraz koronnego argumentu, dlaczego AA jest tak bardzo represyjne”. Aż w końcu Holly natrafiła na książkę „U podstaw pragnienia” autorstwa Carol Lee Flinders. To właśnie dzięki niej zrozumiała, że kobiety muszą nauczyć się siebie kochać i akceptować swoje ego, a nie się jego wyrzekać. Jak sama pisze: „…w końcu ktoś wyraził słowami to, co wykrzyczała moja dusza, odkąd po raz pierwszy dowiedziałam się, że to moje ego wpadło w amok i dlatego nie chcę przystąpić do AA. W końcu mogłam przeczytać, że to logiczne, iż kobiety nie chcą przystąpić do programu, w którym mają zrezygnować z tego, czego tak naprawdę nigdy nie miały: z poczucia własnej wartości, z głosu, z własnych pragnień, i z wolności w świecie, który nie był stworzony dla nich.
W przeciwieństwie do tych koncepcji dr Flinders podaje rady: 1) odzyskaj swój głos, spraw, żeby był słyszalny i opowiedz swoją historię; 2) dowiedz się, kim jesteś; określ swoją prawdziwą tożsamość, poznaj osobowość, określ swoje potrzeby i naucz się je zaspokajać; 3) odzyskaj swoje ciało i poznaj jego potrzeby, odbierz swoje ciało tym, którzy pragną je uprzedmiotowić i poniżyć; niezależnie, czy to jest świat mody, pornografia czy medycyna; rozpoznaj wrogów kobiecego ciała, którzy kontrolują obecną kulturę i przeciwstaw się im; 4) poruszaj się swobodnie i nieustraszenie, odzyskaj ulicę, odzyskaj noc i dzień.”
Holly Whitaker zdawała sobie sprawę z tego, że musi istnieć coś więcej niż droga AA, ale dalej nie wiedziała, jak ją odszukać. Nie wiedziała, co zrobić, aby zbudować uznanie do samej siebie. Żeby poczuć się wartościowa i ważna myśląc o sobie. Żeby wprowadzić w swoje życie sugestie dr Flinders’a. Szukała dalej, aż natknęła się na książkę Johna Dupuyego, w której to autor przedstawia „Mapę Integralną”. Dzięki niej zorientowała się, że chodzi o to, aby zatroszczyć się o samą siebie na czterech różnych, a zarazem bliskich sobie płaszczyznach. A mianowicie…
- Od strony wewnętrznego „JA”, czyli tego, czego potrzebujemy. Poznania tego, jakimi przekonaniami się kierujemy i stworzenia takich, które są dla nas pomocne. Poznania tego, czym są potrzeby i co dzięki nim można zyskać.
- Od strony „MY”, czyli tego, w jakie relacje inwestujemy i po co. Poznania tego, jakie relacje są dla nas dobre i co sprawia, że warto otaczać się ludźmi, którzy sprzyjają naszym wartościom.
- Od strony „TO”, czyli tego, co robimy na rzecz własnego ciała. Jak bardzo dbamy o jego fizyczny aspekt. Poznania tego, co dodaje nam siły i energii. Poznania tego, co sprawia, że nasze ciało jest zdrowe i jest w stanie pokonać trudy dnia codziennego.
- I od strony „TO w liczbie mnogiej”, czyli tego jak dbamy o swój byt od strony środowiska w którym żyjemy. Jak dbamy o siebie w swoim domu, czy w pracy. Poznania zależności, które wpływają na nas pozytywnie i negatywnie.
Tak też uczyniła Holly. Nauczyła się być wielka w taki sposób, w jaki nigdy nie była. Dała sobie prawo do zajmowania miejsca, do wyrażania własnego zdania, a co najważniejsze do realizowania swoich potrzeb – ucząc się je nazywać i określać. Czy to wystarczyło? Nie. Musiała nauczyć się także być małą, w taki sposób, w jaki nigdy do tej pory nie była. Bowiem bycie wielkim to także bycie takim, który z pokorą przyjmuje to, że ma prawo i inni mają prawo do swojego życia.
Kobieta nauczyła się matkować sobie, bez rozpieszczania i niańczenia. Stała się wyrozumiała i akceptująca. Jednakże dawała sobie również prawo do asertywności, wtedy kiedy spotykała się z osobami, które chciały jej narzucić swój własny system wierzeń. Wyznaczała granice i głośno mówiła „nie”. Jej otoczenie stało się nowe i to dosłownie. Nie wszyscy znajomi byli w stanie uszanować jej drogę w trzeźwości, dlatego uznała, że nie może dalej trwać w czymś, co jest toksyczne dla jej wartości. Odeszła od ludzi, którzy mniej lub bardziej świadomie jej szkodzili. Puściła więzy przynależności od czegoś, co wcześniej uznawała za ważne, a w rzeczywistości ważne nie było. Jak sama pisze, bardzo ważne jest znalezienie przyjaciół, którzy są do nas podobni. Takich ludzi, którzy wyznają podobne wartości. Wspomina również o stworzeniu zestawu narzędzi, który ma służyć wspomnianemu wyżej „TO”, czyli ciału. Holly pokochała zajęcia z jogi. Uwielbia medytację. Korzysta z gimnastyki. A Ty co kochasz robić i jak często się temu oddajesz?
Wrócę jeszcze do budowania relacji, które nas umacniają, jak również do dania sobie prawa do tego, aby wyjść z relacji, które nas niszczą lub blokują. Jedno i drugie jest trudne. Dlatego tak bardzo ważne jest jasne stawianie granic. Ważne jest wewnętrzne przyzwolenie do tego, aby być wielkim, i zarazem małym kiedy nie ma nadziei na to, że druga strona relacji się zmieni. Na tyle wielkim aby odejść i na tyle małym, aby na siłę nie zmieniać innych, kiedy oni tego nie chcą. Warto też pamiętać, że życie w samotności nie oznacza bycia samotnym. Nie musimy mieć tysiąca znajomych, aby pozwolić sobie być szczęśliwymi. Bywa, że przyjaźń ze samym sobą jest wystarczająca, a jeśli nie, to warto szukać ludzi tam gdzie sami się odnajdujemy. Poznawać ludzi, którzy mają podobne pasje i zamiłowania. Co oczywiście nie oznacza, że od razu zbudujemy z nimi relację pełną przyjaźni. Aby tak się stało warto zaznajomić się z własną definicją przyjaźni. Czym ona jest. Bowiem może się okazać, że to, co uważasz na temat przyjaźni może być dla drugiej strony nie do zaakceptowania. Warto też wiedzieć, że czasem zbyt duże wymagania stawiamy przyjaźni. A ona może być bardzo wartościowa, wtedy kiedy pozwolimy jej po prostu kształtować się na zasadach znajomości.
A teraz zastanów się proszę, jak będzie wyglądać Twoje życie, kiedy przestaniesz pić? Jak będziesz dbać o swoją kobiecość i ją rozwijać? Co zmieni się w Twoim życiu?
Choć celem w wielu przypadkach jest sama trzeźwość, to jednak warto pamiętać o tym, że poza trzeźwością jest życie. Jak pisze Whitaker: „Życie bez alkoholu było moim pragnieniem, moim marzeniem. Ale prawdę mówiąc, gdzieś w tym czasie wydarzyło się coś więcej, chodziło o obecność w życiu, chodziło o posiadanie życia. Może zaczęło się od tego, że nie chciałam walczyć z kacem, może bałam się przedwczesnej śmierci albo pragnęłam wydobyć się z dziury, którą jest uzależnienie, ale w ciągu tych cudownych czterech miesięcy – kiedy zaczęłam priorytetowo traktować to, co przynosiło ulgę mojej duszy, a nie to, co ją niszczyło – skierowałam wszystkie siły na budowanie życia, od którego nie chcę – ani nie potrzebuję – uciekać”.
Pytania dotyczące tego, jak ma wyglądać życie w trzeźwości nie należą do tych z gatunku prostych i łatwych. Ze szczerością muszę przyznać, że są one bardzo trudne. A w szczególności, kiedy to życie jest tak bardzo dynamiczne i nieustannie się zmienia. Zaś na to warto się przygotować. Bowiem każde zmiany mogą prowadzić do poczucia zwątpienia, a one tak naprawdę są jednymi z wielu składowych życia w życiu. Dlatego tak bardzo ważne jest przygotowanie samego/samej siebie na „powroty”. Nie możesz wymagać od siebie, że nie pojawi się w Tobie pragnienie, aby znów sięgnąć po alkohol. To pragnienie może pojawić się znikąd. Bez uzasadnionego powodu. Może być też wynikiem zbyt dużej presji wobec samego/samej siebie. Jednakże pamiętaj o tym, że nie jesteś przez to popsuty/a. Każdy z nas ma zachcianki. Są one normalne i naturalne. Są też bardziej i mniej niebezpieczne.
Tak więc, jeśli określisz, jak ma wyglądać Twoje życie, to proszę weź pod uwagę również jego dynamikę, czyli to, że ono ma prawo się modyfikować. Daj sobie do tego prawo. Wzrastaj razem ze swoim życiem, jak również przygotuj się na „zachcianki”.
Co ważne, pamiętaj również o tym, aby nie traktować swojej przeszłości zbyt rygorystycznie. Warto pamiętać o akceptacji, nawet wtedy kiedy przeszłe życie budzi w Tobie odrazę i wstyd. Autorka jest dumna ze swojej przeszłości, choć jest jej też wstyd. Pisze, że nałóg był najlepszą rzeczą, która jej się przydarzyła. Nie traktuje go jako porażki. Nie patrzy na samą siebie, jako na osobę, która zawiodła. Zaś dostrzega w tym wszystkim coś więcej. Dostrzega w uzależnieniu niebezpieczną drogę, ale drogę którą przeżyła dla samej siebie. Ku temu, aby dzisiaj być bardziej świadomą. W jej postawie można zauważyć szacunek, który warto wypracować dla samego siebie. Porażki czy upadki choć bolą, to mamy prawo je zamienić w lekcję. Holly to robi. Nie jest dla siebie katem, ale przyjacielem. Patrzy na to, co się wydarzyło jako cenną lekcję. Jak coś co było trudnym początkiem tego, co dzisiaj.
Krótko ujmując, książka „Na zdrowie” jest o tym, co nas uzależnia i o tym, co pogłębia nasze uzależnienie. Autorka z odwagą pisze o męskocentryzowanym leczeniu, które jak się okazuje na jej przykładzie nie musi być pomocne. Wręcz przeciwnie Holly mówi o tym, jak bardzo może zaszkodzić, gdy kobieta próbuje odbudować swoją siłę. Opierając się na własnych upadkach nakreśla to, jak alkohol może nas trzymać z dala od naszej wewnętrznej mocy. Jej przekaz jest pełen empatii i zrozumienia. Jej słowa są jak nowe nadzieje, gdy wszystko zawodzi. Zaś jej postawa pełna jest pokory i ogromnego dystansu. Nie obiecuje cudów, ale wytycza nowe spojrzenia. A co najważniejsze, publikacja „Na zdrowie” pokazuje, jak można pozbyć się ze swojego życia alkoholu, jak wyjść z nałogu i zbudować swój system wierzeń związany z piciem. To cała prawda o drodze do trzeźwości, którą możesz stworzyć dla samego/samej siebie. Gorąco polecam.
Autorka: AGNIESZKA ZBLEWSKA
Dziękuję Wydawnictwu Kompania Mediowa za możliwość współpracy przy tak wartościowej pozycji.
Podobne wpisy
2 odpowiedzi na “NA ZDROWIE, czyli kobieta w alkoholowej pułapce…”
Zostaw komentarz
ODSZUKAJ RADOŚĆ W KILKU SŁOWACH - CZYTAJ i UCZ SIĘ
SZUKAJ
NEWSLETTER
Zapisz się na naszą listę mailingową Niech nigdy nie ominie cię żadna nowinka
NAJNOWSZE ARTYKUŁY
ŚLEDŹ MNIE
KATEGORIE
- DEPRESJA
- EMOCJE i NASTRÓJ
- My Lifestyle
- PSYCHOLOGIA ASERTYWNOŚCI
- PSYCHOLOGIA KOMUNIKACJI
- PSYCHOLOGIA KONFLIKTU
- PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI
- PSYCHOLOGIA ODŻYWIANIA
- PSYCHOLOGIA OSOBOWOŚCI
- PSYCHOLOGIA PEWNOŚCI SIEBIE
- PSYCHOLOGIA PRACY
- PSYCHOLOGIA PRZEMOCY
- PSYCHOLOGIA RODZINY
- PSYCHOLOGIA ROZWOJU
- PSYCHOLOGIA SEKSU
- PSYCHOLOGIA STRATY
- PSYCHOLOGIA SUKCESU
- PSYCHOLOGIA ŚWIADOMOŚCI
- PSYCHOLOGIA SZCZĘŚCIA
- PSYCHOLOGIA UZALEŻNIENIA
- PSYCHOLOGIA WPŁYWU - AFIRMACJE
- PSYCHOLOGIA ZABURZEŃ
- PSYCHOLOGIA ZDROWIA
- PSYCHOLOGIA ZMIANY
- PSYCHOLOGIA ZWIĄZKU
- PSYCHOTERAPIA
- TECHNIKI NLP
- TOKSYCZNE OSOBOWOŚCI
- WARTO PRZECZYTAĆ
- WARTO WIEDZIEĆ
- WYSOKA WRAŻLIWOŚĆ
Uważam, że odpowiednie słowa i rozmowy z najbliższymi (którzy mają faktyczną i prawdziwą więź) mogą wesprzeć w problemie picia alkoholu.
Myślę, że rozmowy powinny być częste oraz zachowanie się najbliższych powinno być jak przy ciężko chorym.
Rozmowa to wypowiadane zdania, zaś te to słowa, które budują życie. Warto otaczać się i dawać te które są przepełnione dobrem, wsparciem i podporą.