Dzielenie życia z osobą pogrążoną w depresji jest niezwykle trudne i zawiłe…
Na początku zaistnienia problemu wiele osób nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji. Bliska osoba mylnie definiuje nowe zachowanie partnera, doszukując się innych podstaw owego zachowania…
Co depresja robi z człowiekiem?
Nowe życie u boku depresji jest bardzo niebezpieczne dla osoby chorującej, jak również dla jej najbliższych. Osoby współżyjące u boku chorego często wypełnione są negatywnymi emocjami. Pojawia się złość, gniew, frustracja, a nawet zawiść. Wszystkie te negatywne emocje pojawiają się w momencie gdy z całego serca pragniemy pomóc osobie pogrążonej w depresji, a ona wystrzega się pomocy jak ognia. Cokolwiek czynimy, by zmienić świat cierpiącego nie zmienia otaczającej rzeczywistości, tym samym my sami błądzimy.
Jak wygląda świat chorującego na depresję?
Osoba cierpiąca na depresję chowa się za murami więzienia oddalonego od prawdziwego życia o kilka miliardów lat świetlnych. Jest to więzienie, które rządzi się swoimi własnymi prawami, jego zasady są nieodgadnione i niepojęte. Zimne mury przypominają epicentrum dziury wydrążonej w skale do której nie prowadzą żadne schody, a wyjście ewakuacyjne nie istnieje. Wiele osób nie jest w stanie pojąć destrukcyjnego obrazu depresji. Niemy krzyk o pomoc nacechowany jest jednocześnie odrzuceniem pomocy.
Każdy chorujący buduje swoje własne, indywidualne więzienie – wyznacza granice i ogranicza się. Przyjmuje projekt jaki jest i nic w nim nie zmienia.
Jak pomóc osobie chorującej na depresję?
Dzieląc życie z osobą chorująca na depresję nie jesteśmy w stanie zburzyć jej ciemnej jaskini i dokonać ocalenia. Musimy, podkreślam musimy, być cierpliwi – dając każdego dnia obraz nowego, wolnego świata.
Jednym z głównych zadań jest dążenie do uświadomienia partnerowi, że jest wolnym człowiekiem i to on decyduje jak będzie wyglądać jego życie. To on dokonuje wyborów. Wolność nowego wyboru ma być celem, ku lepszej rzeczywistości.
Psycholog Doroty Rowe podkreśla: „Wolność oznacza bycie odpowiedzialnym za siebie i oznacza także bliższe przyjrzenie się swoim relacjom oraz zdecydowanie, do jakiego stopnia i w jaki sposób jesteśmy odpowiedzialni za dobro innych.” Wolność to coś więcej niż życie według utartych schematów pojęcia wolności. Człowiek wolny to człowiek wyzwolony. Każdy z nas ma prawo układać sobie życie w taki sposób, jak tylko zechce – podkreślając to, musimy zwrócić uwagę na mocne zaakcentowanie budowy szczęścia.
Wolne życie bez chwil radości i bez szczęścia nie jest dobrowolnym wyborem. Wolni ludzie dążą do szczęścia. Radość ma być kluczem, a szczęście zawsze otwartymi drzwiami. Z chwilą poczucia wolności pojawia się promyk nadziei. Bądź uważny na zmiany – celebrujcie je. Zachwycajcie się każdym nowym dniem bez łańcuchów. Choć zrozumienie wolności to krok milowy – to zawsze jest szansa na zmianę.
W momencie gdy zrozumiemy, czym jest depresja i zauważamy jej obecność w domu jesteśmy bardziej świadomi. Każdy powinien, a nawet musi zapoznać się z pojęciem depresja. Czym jest? W jaki sposób się objawia? Jakie są skutki długotrwałej depresji? Poznanie choroby od podszewki daje większą siłę ku zrozumieniu. Powodów pojawienia się stanów depresyjnych u partnera może być wiele.
Zacznijmy rozmowę o nurtującym problemie, nigdy nie obwiniajmy. Wyobraźmy sobie siebie w tej sytuacji, każdy popełnia błędy – musimy zrozumieć, co się dzieje i dlaczego tak się dzieje. Może powód to bliska, bądź bardzo odległa przeszłość. Musimy zapoznać się z nową rolą. Jeśli nie jest nam obojętne życie innych – pomyślmy o pomocnej dłoni. Odważ się na więcej niż jesteś w stanie dać. Miłość, która połączyła Wasze serca przypomina: Kocha się za nic i mimo wszystko. Nie tylko wtedy, kiedy jest dobrze, pięknie i wyjątkowo.
Pozwólmy na nowo partnerowi polubić jego wewnętrzne i zewnętrzne „Ja” – takim jakim jest – z błędami i słabościami. Wytłumaczenie błędnego koło, którym jest ciągłe analizowanie przeszłości za zły omen, może stać się drogą do zdrowia. Przeszłość jest wciąż przeszłością, my żyjemy w teraźniejszości i dążenie do szczęśliwego życia nie jest niczym złym i niehaniebnym. Nie warto tracić czasu na wracanie do przeszłości w poszukiwaniu winy i winnych. W tym momencie jest ważne, co dzieje się teraz i spróbować to zrozumieć. Odkrywajmy więzi, które są drogowskazem do zapomnianej czułej i romantycznej miłości.
W czasie pomagania ukochanej osobie od uwolnienia się ze szponów depresji, warto i sobie zadać pytanie:
- Co we własnym postępowaniu, zachowaniu przyczynia się do depresji partnera i co powinno się natychmiast zmienić?
Zastanów się dlaczego dana osoba zachowuje się właśnie w taki sposób, bądź bacznym obserwatorem i analizuj. Znalezienie wyjaśnienia oznacza ostrożne i przemyślane zadawanie uważnych pytań oraz uważne wsłuchiwanie i słuchanie.
Pamiętaj, że egoistyczne zachowanie może dotyczyć również nas – skoncentrujmy się na własnym postępowaniu, może to my w dużym stopniu jesteśmy winowajcami stanów depresyjnych u bliskiej osoby. Nie obwiniaj, ale zmieniaj – również siebie. Działaniami nie dopuszczaj do alienacji. Powtarzające się naganne zachowanie w stosunku do jednej osoby z rodziny może wywołać efekt motyla, którego doświadczy cała rodzina.
Jedną z kolejnych bardzo ważnych kwestii zmagania się z chorobą depresji partnera jest angażowanie każdego i wszystkich do walki z potworem, którego imię to „depresja”. Zwracam szczególną uwagę, że tak usilne domaganie się pomocy od innych jest czasem błędnym kołem, które może spowodować jeszcze większy stan depresyjny.
Zanim zaangażujesz rodzinę, bliskich, teściów, rodziców do pomocy zastanów się i przeanalizuj zachowanie partnera. Może to właśnie wspomnienia wydarzeń związanych z tymi osobami wywołuje silne lęki.
Jeśli czujesz się bezradny na zaistniałą sytuację, nie widzisz jakiejkolwiek zmiany. Partner odmawia rozmowy, leki wciąż nie pomagają, a ciemna strona depresji się pogłębia, to jedynym wyjściem jest kontakt z psychologiem – psychoterapeutą. Nie wykluczaj pomocy – częste wizyty mogą wyznaczyć nowy kierunek.
Pamiętaj nie tylko osoba chorująca powinna uczestniczyć w spotkaniach terapeutycznych, ale cała rodzina. Podczas gdy jedna osoba cierpi zmienia się cała relacja z rodziną. Bliskiej jej osoby z którymi dzieli życie powinny również odnaleźć światełko w tunelu. Pamiętajmy o wyzbyciu się egoizmu i w tym wypadku. Wstyd i zakłamanie nie jest sposobem do powrotu do zdrowia – zdrowia całej rodziny, która przez jednego członka doświadcza konsekwencji choroby.
Życie małżeńskie nie należy do łatwych. Małżeństwo to połączenie dwóch różnych osób, które mają od danego momentu dzielić ze sobą wspólne życie. Często zdarza się, że na początku małżeństwa para musi pokonać wiele trudności. Dla jednych to walka o dominację, a drugich walka o ideały – ideał żony, ideał męża, który przez lata tworzyliśmy sobie w wyobraźni. Swymi czynami dążymy do zaszufladkowania – nie dopuszczamy do dobrowolnego rozkwitu drugiej połówki serca, która mimo wielu zalet jest daleka od ideałów. Niewłaściwym zachowaniem i słowami możemy zranić i przyczynić się do choroby. Warto pamiętać o kompromisach i wolności do, której ma prawo każdy człowiek. Nie bądźmy autorami historii z depresją. Zanim zdecydujemy się na wspólne życie zastanówmy się nad ideałami, które dalekie są od rzeczywistości. Czy one są w stanie dać nam szczęście?
Krzykiem, awanturami i ciągłym wypominaniem przeszłości, jak również porównywaniami – …Jesteś jak ojciec alkoholik!… ; …Jesteś jak matka, która ciągle zdradzała swojego męża!… – nic a nic nie zmienimy. Owym zachowaniem możemy jedynie jeszcze bardziej pogrążyć partnera w depresji.
Pamiętaj, iż depresja jest ściśle połączona z chęcią popełnienia samobójstwa. Czy chcesz takim zachowaniem przyczynić się do śmierci partnera? Czy chcesz współuczestniczyć w jego samobójstwie? Wystrzegajmy się zatem tego typu zachowania, szczegółowo analizujmy swoje zachowanie.
Pamiętaj, o wspólnej terapii ponieważ, jak mawiają terapeuci rodzinni: „najbardziej szalony jest ten człowiek, który odmawia pójścia na terapię”. Oboje weźcie pod lupę swoje małżeństwo i sprawdźcie, jaki jest Wasz związek?
Często partner jest tak samo zaangażowany w depresję, jak osoba na nią cierpiąca i to pod wieloma względami. Wielu z nas w momencie pojawienia się depresji zadaje sobie pytanie: Jak mogę pomóc? Co mam zrobić, aby depresja zniknęła? Jak żyć?
Jak żyć z osobą chorą na depresję?
W książce autorstwa Dorothy Rowe „Depresja jak skruszyć mury więzienia swojego umysłu” odnajdujemy kilka ciekawych i wartych uwagi porad dotyczących życia z osobą pogrążoną w depresji:
Pierwszym wielkim zadaniem opiekuńczego partnera jest „bycie w pobliżu”. Bycie w pobliży najlepiej ujmuje Andrew Solomon: „Tak wielu ludzi pytało mnie, co można zrobić dla przyjaciół lub krewnych cierpiących na depresję, a moja odpowiedź była prosta – stępić ostrze ich osamotnienia. Róbcie to za pomocą filiżanki herbaty, długich spacerów, czy po prostu siedząc w ciszy w pokoju obok, lub w jakikolwiek inny sposób, zależnie od okoliczności, ale tak właśnie postępujcie. I róbcie to z szczerych chęci”. Bycie obok nie jest łatwe. Osoby cierpiący na depresję są małomówni, unikają towarzystwa i odsuwają się od bliskości. Oddanie bycia w pobliżu wymaga wiele pewności siebie.
Bycie blisko, towarzysząc w samotności, nic nie mówiąc daje poczucie zaangażowania dla osoby cierpiącej. Mimo, iż chłodne mury nie przyjmują okazywania czułości w rzeczywistości ich nie odrzucają. Proś o rozmowę, ale nie nalegaj. Wykaż się cierpliwością. Czasami wystarczy posiedzieć w milczeniu. Jest to zadanie bardzo czasochłonne i wyczerpujące.
Pamiętaj również o sobie – zadbaj o swoje potrzeby. Zrób sobie przerwy, spraw sobie przyjemność. Nie pozwól, aby depresja dopadła i Ciebie. Trwając przy cierpiącym sam/a wystrzegaj się depresji. Okres wychodzenia z depresji jest niezwykle długi. Jednego dnia może wykazywać zachowanie osoby całkowicie zdrowej, a za kilka dni pogrążyć się w rozpaczy i schować w swoim więzieniu. Bądź gotowy na każdą zmianę nastroju – nie oceniaj.
Kolejny zadaniem jest zaakceptowanie, iż dana osoba jest w depresji. Pamiętaj o akceptacji nawet tych cech, których nie pochwalasz. Jeśli akceptujemy dane cechy ukazujemy, iż traktujemy go na równi ze sobą. Każdy może zachorować na depresję.
Nigdy nie porównuj – wystrzegaj się tego jak ognia. Osoba chorująca na depresję może odczuwać jeszcze większe poczucie winy spowodowane porównaniami. Porównywanie wzbudza nienawiść i rozżalenie. W kontaktach pamiętaj, o potwornym lęku, który siedzi w partnerze. Ten lęk jest porównywalny z piekłem – piekłem na ziemi. Jeśli omyłkowo w zdaniu zawrzesz porównanie – szybko zmień temat.
Czynne słuchanie i interpretowanie to kolejny krok ku zdrowiu. W momencie gdy partner zechce się podzielić z Tobą swoimi obawami – słuchaj. Gdy wzbudzisz 100% zaufanie poproś o interpretację czegoś ważnego dla Ciebie – Jak Twój chorujący partner postrzega daną sytuację? Ten rodzaj dyskusji może pomóc w rozumieniu, że to, co dzieje się w świadomości może być różnie interpretowane i postrzegane – nie od razu negatywnie. Pozytywne interpretowanie daje dużą szansę na zaakceptowanie skutków depresji.
Nigdy napominajmy o pomocy praktycznej. Pomoc praktyczna to zaoferowanie swojego towarzystwa w momencie odnalezienia klucza do „więzienia depresji”. Osoba wychodząca na „wolność” często jest zalękniona i boi się otoczenia. Warto zaproponować wspólne wyjścia, nawet do sklepu, czy do ogrodu. Bądź blisko.
Niezwykle ważnym krokiem jest uczestniczenie w sesjach terapeutycznych. Osoba chorująca powinna być pod stałą kontrolą lekarza. Nigdy nie dopuszczaj ewentualności, że sami poradzicie sobie z chorobą partnera. Wasza rodzina Was potrzebuje.
Ostatnim choć w praktyce jednym z wielu pomysłów na pomoc jest wspólny wyjazd. Jeśli Twój partner wykazuje stany depresyjne cyklicznie w danym miesiącu, np. co roku w sierpniu – zorganizuj rodzinną wycieczkę właśnie w tym miesiącu. Zaplanuj czas tak, aby każda chwila była wypełniona atrakcjami. Zapomnijcie o przeszłości.
Życie u boku osoby, która choruje na depresję jest niezwykle trudne i ciężkie. Miłość wymaga poświęceń. Warto zaznajomić się z różnymi chorobami. Nigdy nie jest pewne, że to my za kilka lat będziemy niemym krzykiem prosić o pomoc. Wyciągnijmy pomocną dłoń.
Autorka: Agnieszka » O MNIE
Podobne wpisy
48 odpowiedzi na “Życie u boku partnera pogrążonego w depresji…”
Zostaw komentarz
ODSZUKAJ RADOŚĆ W KILKU SŁOWACH - CZYTAJ i UCZ SIĘ
SZUKAJ
NEWSLETTER
Zapisz się na naszą listę mailingową Niech nigdy nie ominie cię żadna nowinka
NAJNOWSZE ARTYKUŁY
ŚLEDŹ MNIE
KATEGORIE
- DEPRESJA
- EMOCJE i NASTRÓJ
- My Lifestyle
- PSYCHOLOGIA ASERTYWNOŚCI
- PSYCHOLOGIA KOMUNIKACJI
- PSYCHOLOGIA KONFLIKTU
- PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI
- PSYCHOLOGIA ODŻYWIANIA
- PSYCHOLOGIA OSOBOWOŚCI
- PSYCHOLOGIA PEWNOŚCI SIEBIE
- PSYCHOLOGIA PRACY
- PSYCHOLOGIA PRZEMOCY
- PSYCHOLOGIA RODZINY
- PSYCHOLOGIA ROZWOJU
- PSYCHOLOGIA SEKSU
- PSYCHOLOGIA STRATY
- PSYCHOLOGIA SUKCESU
- PSYCHOLOGIA ŚWIADOMOŚCI
- PSYCHOLOGIA SZCZĘŚCIA
- PSYCHOLOGIA UZALEŻNIENIA
- PSYCHOLOGIA WPŁYWU - AFIRMACJE
- PSYCHOLOGIA ZABURZEŃ
- PSYCHOLOGIA ZDROWIA
- PSYCHOLOGIA ZMIANY
- PSYCHOLOGIA ZWIĄZKU
- PSYCHOTERAPIA
- TECHNIKI NLP
- TOKSYCZNE OSOBOWOŚCI
- WARTO PRZECZYTAĆ
- WARTO WIEDZIEĆ
- WYSOKA WRAŻLIWOŚĆ
Powiem krotko: jezeli nie posiadamy dzieci albo jakichs innych dodatkowych relacji to nalezy ewidentnie uciekac od razu od takich osob. Aż oda zycia na walke z wariatem w domowym zaciszu. Na poczatku starasz sie pomagac, walczysz o te osobe a fimalnie stakesz sie ofiara jej depresji. Bedziesz obarczany wina za depresje partnera. Bedziesz sluchal od rodzimy partnera jakim jestes zwyrolem i za slabo kochasz. Wiem co pisze – zyje z wariatka pod jednym dachem od wielu lat. Na poczatku walczylem o nia, dawalem z siebie wszystko – otrzymywalem w zamian zimna suke ktora nie wiedziala co to slowo kocham, przepraszam, dziekuje. Nie potrafiła wyrazac swoich podstawowych potrzeb, mruk nie potrafił nic wydukac i byl wiecznie niezadowolony. Wieczne fochy, zero uczuc, zero inicjatywy w lozku (lezala jak kloda). Yeraz nawet jej nie dotykam bo szkoda nerwow. Nie wykazuje inicjatywy bo zona nie ma za grosz spontanicznosci. Reasumujac: NIE ma absolutnie sensu walka o „psychola” – to nigdy nie jest ta osoba z ktora sie wiazaloscie na poczatku. Uciekajcie, nie marnujcie zycia. Szukajcie sobie dojrzalych partnerow, swiadomych swoich potrzeb. Jakiekolwiek sygnaly na poczatku zwiazku swiadczace o depresji to się one swiatlo dla kazdego aby nie tracic czasu na pasozyta emocjonalnego.
W pełni potwierdzam ten wpis jako żona faceta w depresji. To masakra. Taki człowiek prowadzi do naszej destrukcji. Byłam kiedyś optymistka, teraz już smutną kobietą.
Towarzyszenie osobie chorej psychicznie może być pioruńsko trudne, wiem coś o tym – mam chad. Wiele zależy od samego chorego – czy chce o siebie walczyć, czy tylko liczy na cudowną pigułkę. Zmiana trybu życia i nawyków odpowiada chyba aż w 70% za poprawę stanu zdrowia. Jest mnóstwo literatury na ten temat. Co potrafi rodzina – ta wyjściowa, albo aktualna – też mam swoje doświadczenia – niektóre bardzo dobre, inne bardzo złe. Ale od dawna wiem, że moje zdrowie jest w moich rękach!
Zrobiłam nawet specjalistyczny kurs dla tzw. Asystentów Zdrowienia – to ludzie, którym udało się ogarnąć z chorób psychicznych i normalnie funkcjonować – będziemy pomagać tym, którzy już nie wierzą w możliwość powrotu do świata – taki jest teraz nowy trend w psychiatrii – bardzo interesujący – leczenia środowiskowego i wspierania się bezcenną (bo zdobytą przez lata cierpień i leczenia) wiedzą Asystentów Zdrowienia (dawniej zwanych ekspertami przez doświadczenie). Bo my doskonale wiemy, co przeżywa człowiek w depresji, ale wiemy też że trzeba o siebie walczyć – słowom lekarza albo psychologa może taki chory nie uwierzyć, ale nam – musi – bo mówimy tym samym językiem, znamy choroby psychiczne i różne objawy z własnego doświadczenia, ale jesteśmy już po jasnej stronie, umiemy się obserwować, bierzemy leki, jak trzeba to odpoczywamy itd.
Acha – znajomym zawsze odradzam ślub z „depresyjnymi”. Chyba, ze to ktoś, kto trzyma chorobę w garści i potrafi z nią żyć.
Wiem z autopsji, czym kończy się to zalecane „życie z pobliżu”, wchodziłam w małżeństwo z wariatem-egoistą pełna wiary, werwy, pomysłów, siły… dziś jestem zniszczona fizycznie, a przede wszystkim psychicznie, a w przyszłość patrzę ze strachem…
Ul, jesteś silną kobietą! Jesteś tutaj! Szukasz dla siebie rozwiązania, to wszystko dodatkowo przemawia za Twoją siłą. Jeśli znajdziesz chwilkę przeczytaj artykuł ? https://psychologiazycia.com/toksyczni-ludzie-jak-wyznaczyc-granice/ Serdecznie pozdrawiam, Agnieszka
bardzo trudne jest życie z mężem chorującym na depresję. Mamy dzieci. Chronię je jak mogę. Ale sama powoli się rozsypuję. Na moich barkach spoczywa wszystko. Nie mogę liczyć na jego rodziców,chociaż martwią się i przeżywają, to w żaden sposób mnie nie wspierają, ani jego. Jest jedno pytanie: Lepiej?. Jak mówię, że nie, to „narzekam”. Więc mówię, że lepiej… Po roku jest trochę lepiej, w tym sensie, że ma lepszy nastrój, mniej się boi wychodzić z domu. Można gdzieś wyjść razem, ostatnio nawet do teatru. A z drugirj strony dziwne zachowania w stosunku do dzieci. Bardzo go drażnią. CHoć nie ma żadnego powodu. Są mądre, zdolne, grzeczne. Zdarza mu się popchnąć, „przypadkiem” kopnąć pod stołem. Nie wiem, z czego to wynika. Nigdy wczesniej nie byl agresywny. Drżę zawsze, gdy któreś z nich zostaje z nim samo w domu ( to nastolatki). Bo wyobraźnia podsuwa różne scenariusze. Jak jestem w domu, to w ciągłym napięciu, bo on ciągle wstaje i zagląda, co dzieic robią… Nie wiem, co robić. Kocham go, ale nie mogę pozwolić, żeby moje dzieci żyły w ciągłym napięciu. Jeśli jeszcze raz to zrobi, to zapowiedziałam mu, że odejdę. A czy to jestem w stanie zrobić? Nie wiem. Wolałabym, żeby do tego nie doszło.
Ludku, jesteś bardzo silną kobietą! Masz w sobie tak wiele mocy, nie każdy może się nią poszczycić. Warto zatroszczyć się o siebie, o swoją rodzinę, jeśli pewne zachowania są bardzo szkodliwe. Nie można „przymykać oczu” jeśli boli. Jednak, czytając Twoją historię, zastanawiam się, czy oby na pewno to tylko depresja. Czy partner był diagnozowany przez specjalistę? Serdecznie Cię pozdrawiam, Agnieszka
Dziękuję za odpowiedź.Tak, od początku jest pod opieką psychiatry a od kilku tygodni jest na terapii poznawczo-beh. W trakcie małżeństwa dwa razy miał „psychozę”. Jakieś 8 lat temu i półtora roku temu, atak paniki i chwilowe urojenia, a potem lęk przed jazdą samochodem, lęk przed wejściem do kościoła, od razu dostał olanzapinę, ale b. słabo się po tym leku czuł. Po 2 miesiącach wrócił do pracy, był na terapii dotyczącej lęku, a po kolejnych 2 miesiącach po prostu wyszedł z pracy i zapadł się w sobie. Potem już było tylko gorzej. Dołączanie kolejnych leków spowodowało tylko toksyczne zapalenie wątroby i w rezultacie pobyt w szpitalu psychiatrycznym, gdzie zmienili mu leki i zdiagnozowali depresję nawracającą. Od marca ’17 bierze antydepresanty i długo nic się nie zmieniało. Próba podjęcia terapii skończyła się fiaskiem, bo chodził, ale nic nie robił. Potem trochę lepszy nastrój, ale właśnie takie zachowania do dzieci jak pisałam wyżej. Przed świętami kopnął lekko dla odmiany mnie, bo go poirytowałam, bo usiadłam na podłodze. Twierdził, że to niechcący. Potem dotarło do niego, że to nie przelewki i że to koniec, że odchodzę. Oczywiście było jeszcze gorzej, bo zaczął błagać, żebym go nie zostawiała, przepraszać itp. Po świętach miał zmieniany lek i można powiedzieć, że widać poprawę w nastroju, ale jest duża huśtawka,. I ostatnio znów stał w drzwiach tak, że dziecko nie mogło przejść. Twierdzi, żę nic złego nie zrobił, ale dziecko nie jest tego takie pewne. To są takie dziwne zachowania jak czasem w podstawówce: nie mam co robić to podstawię komuś nogę. Jestem już głupia z tego wszystkiego. Leki bierze regularnie, bo sama mu daję. Są momenty, ze się stara, ale głównie przytakuje, a robi/ nie robi nic. Dramat.
Jestem od trzech miesięcy mężatką.Po raz drugi. Poprzedni mąż doprowadził mnie do nerwicy. Chyba. Chociaż teraz myślę że to już była depresja. Wyszłam z tego bo w moim życiu znowu pojawiła się dawna miłość mojego życia. Teraz po slubie okazuje się że nie radzimy sobie zbyt dobrze. On lubi mnie obwiniać o wszystko bo przecież ma stres , bo kredyt, bo praca. Ja od rana do wieczora jestem dziećmi (dwójka z poprzedniego małżeństwa i jedno wspólne), pranie, sprzątanie, lekcje, spacery z psami, szukanie pracy, opieka nad obcym dzieckiem by dorobićWwreszcie poszłam do specjalisty. Zdiagnozował depresję. Mam ogromną wolę pokonania tego stanu, tej choroby. Mój mąż , kiedyś leczył się na depresję, w poprzednim małżeństwie.Przez dwa lub trzy miesiące. Twierdzi że był w gorszym stanie. Czasem pokazuje jak mnie kocha ale za chwilę znowu mówi rzeczy, które mnie ranią.I on doskonale o tym wie. Kiedy jest mu źle staram się pomóc, zdjąć parę rzeczy z jego barków. A mam wrażenie że on myśli że ja udaję. A ja środku widzę matnię. Nie wiem czy z nim uda mi się to wszystko pokonać.Boję się.Mamy kredyt, dzieci. Rodziców nie chcę angażować. Było dość toksycznie za młodu. Nie wiem już co robić. Z dnia na dzień mimo zewnętrzego opanowania i uśmiechu między ludzmi, w środku czuję straszną rozpacz.
Izo jesteś silną kobietą i tę siłę pokazujesz. Dbasz o siebie i swoich najbliższych. Zaś terapia to bardzo dobra decyzja – z czasem odczujesz jeszcze większe poczucie sprawstwa i mocy, które tkwią w Twoim wnętrzu. Jednak pamiętaj o regularności i systematyczności. Serdecznie pozdrawiam, Agnieszka
Jestem z partnerem od 15 lat.mamy dwojke dzieci od jakis dwoch lat partner zmaga sie z depresja,wczesniej nie rozumialam nie widzialam z czym sie zmaga ale jest coraz gorzej… Zycie u boku chorego na depresje jest bardzo trudne. Dzis sie bardzo poklocilismy do tego stopnia ze on wyszedl domu a ja mam wyrzuty sumienia.ja poprostu nir umiem trzymac jezyka za zebami i np wypominam .zarzucam ze czemutak postapil dlaczego tylko j3go choroba jest wazna a moje uczucia ,moje poswiecenie ?? Bardzo go kochqm i nie chce go stracic ale boje si3 ze przez moje nerwy i brak wiedzy jak postepowac jak reagowac stanie sie cos bardzo zlego.jest mi ciezko i chce mu pomoc ale boje sie ze przyczyniam sie do jego gorszego stanu .Nie raz juz slyszalam z jego ust ze moze tak bylo by lepiej dla niego i dla mnje jakby go niebylo.wiem ze duza wina lezy po mojej stronie bo czytam te wszystkie fora i wszedzie pisza ze niewolno obwiniac wypominac byc wsparciem….ja staram sie naprawde ale czasem nerwy mi puszczaja i nie daje rady .
wiem,co czujesz. Ja odeszłam. Mąż mimo skierowania na oddział dzienny, schował je i nie pojechał do szpitala. To przepełniło moją ogromną czarę goryczy. Sama już się rozpadłam. A muszę chronić dzieci. Nie mogę pozwolić na to, żebyśmy wszyscy „umarli”. Przez chorobę mojego męża, wieczną prokrastynację, bierną agresję w stosunku do nas i nawet niezrozumiałą agresję do naszych niewinnych zwierząt zapadłam się w sobie. Minęły dwa tygodnie. On w naszym mieszkaniu, ja z dziećmi kątem u kogoś. On nadal nie rozumie. Prosi o powrót, ale leczyć się nie chce, choć twierdzi, ze leki bierze. Dziś wiem, że musiałam to zrobić, bo dziś dopiero widzę, że mnie pozostało niewiele, ale muszę odbudować to, co umarło. A mąż? Nie wiem, co przyniesie kolejny dzień. Martwię się o niego, strasznie mi go szkoda, ale on nie rozumie jak bardzo nas skrzywdził tym, że nie zrobił nic, aby wyrwać się z tej ciężkiej choroby. Byłam wsparciem, wybaczałam wszystko. Ciągnęłąm na siłę do psychiatry, do psychologa, na terapię. Trzymałam za rękę, starałam się być, nie gadać. Przeczytałam wszystkie możliwe, książki, artykuły… Wzięłam na siebie cały ciężar utrzymania rodziny. On praktycznie nie wychodziła z domu, kłamał, że coś robi. Nadal kłamie. Po co? Teraz już wiem, ze jeśli ktoś nie chce, to święty Boże nie pomoże.
Witam. Jestem w związku z partnerem, który cierpi na depresję. O chorobie powiedział mi sam. Ostatnio zaczął mnie obwiniać o nią w pewnym sensie. Nie jesteśmy długo razem i depresję miał jeszcze zanim się poznaliśmy. Usłyszałam od niego, ze go nie wspieram w chorobie, ze przeze mnie czuje się jak śmieć. Nie wiem jak mu pomóc. Nie wiem gdzie szukać pomocy. On nie chce podjąć leczenia. Kocham go bardzo mocno, ale nie wiem co robić… Mam wrażenie, ze niedługo sama będę potrzebować pomocy. Najgorsze są zmiany w nastroju. Pewnego dnia mówi mi, ze się nie widujemy, ze go nie kocham, ze on mnie nie pociąga. Innego dnia mówi mi, ze za często się widzimy, ze jest na siłę w związku, ze jest przytłoczony.
Proszę o kontakt i pomoc.
Zachęcam do zapoznania się z OFERTĄ. Trudno przez komentarz znaleźć drogę ku rozwiązaniu. Pozdrawiam, Agnieszka
Partnera poznałam 2 lata temu. Dużo razem robiliśmy, smialiśmy się dużo. Wspaniale spędzaliśmy czas. Zakochałam się. Z czasem zobaczyłam, że dziwnie się zachowuje. Obwiniał mnie o rzeczy, których nie zrobiłam. Wulgarnie się do mnie odnosił. Przyznam, że to było nowe doświadczenie, bo nikt wcześniej się tak wobec mnie nie zachowywał. Czasami jak coś powiedział, to stałam jak wryta, bo nie wiedziałam, o co chodzi. Zaczęło się tłumaczenie z mojej strony. I miałam wrażenie, że tłumaczę się cały czas z rzeczy, które były mi zupełnie obce.
Miewał lepsze dni. W końcu powiedział mi, że cierpi na depresję. Pewnie od kilku lat, ale nie stać go na terapię. Zaczęłam szukać terapii na NFZ i znalazłam, ale powiedział, że nie pójdzie, bo na NFZ nie zadbają o niego tak, jak prywatnie. Po namowach poszedł. Często odwoływał, bo nie miał siły tam iść.
Chodził przez 8 miesięcy i zrezygnował, bo uważał, że tylko gorzej się przez to czuje. Psychoterapeuta wysłał go do psychiatry po leki, ale brał przez 3 tyg. i stwierdził, że nie pomagają, więc przestał brać.
Czułam, że mój stan psychiczny się pogarsza, a zawsze wydawało mi się, że jestem silna i dam radę. Obwiniał mnie o wszystko. O to, że musiał jechać rowerem i wiatr wiał, o to, że ma za mało powietrza w kole. Oboje mamy dzieci z poprzedniego małżeństwa. Nie zamieszkalismy nigdy razem, bo coś mi na to nie pozwalało. W wakacje wysyłałam dziecko na kolonie, jego dzieci nie jeździły. Obwiniał mnie za to, że moje dziecko jeździ, a jego nie. Z tego też musiałam się tłumaczyć. Było źle, że po pracy bywam zmęczona i nie możemy spędzać razem tyle czasu, ile on chce, bo muszę iść spać, żeby następnego dnia wstać do pracy, a wstaję ok. 6:00.
Partner stracił pracę. Nie może do tej pory znaleźć nowej, a to już 9 miesięcy. A stracił dlatego, że parę razy nie pojawił się w pracy i nie dał znać dlaczego. Wyrzucili go.
Nie traktuje ludzi dobrze. Ma manię na punkcie poprawiania wszystkich, jeśli jakieś słowo źle odmienią, np. zamiast w cudzysłowie ktoś powie w cudzysłowiu. To już koniec, ten ktoś jest skreślony.
Próbowałam mu pomóc, tłumaczyć różne rzeczy. Mówiłam też, że sama ze sobą nie mogę dać sobie już rady, bo mam wrażenie, że wszystko robię źle. Pomogłam mu w wielu sprawach. Wyprostowałam zaległe, pilnowałam, żeby na bieżąco wszystko robił. Z resztą sam mnie o to poprosił. Ale jak przypominałam, to był na mnie wściekły i nie odzywał się przez kilka dni.
Wczoraj nie dałam rady. Kolejny raz się na mnie wyżył za coś, co mu nie wyszło. Wiem, że nie powinnam była w ten sposób mówić do osoby chorej na depresję, ale nie dałam już rady. Powiedziałam, że gdyby sprawdził wcześniej, to nie doszłoby do tego.
Wykrzyczał, że go nie rozumiem, że się na mnie bardzo zawiódł, że czuje się wyśmiany i skrytykowany. I nie chce mieć ze mną więcej do czynienia.
Od jakiegoś czasu sama potrzebuję pomocy psychologa i z niej korzystam. Z pełnej życia i energii kobiety stałam się smutną osobą.
Jednak wierzę, że wyjdę z tego i znowu będę tryskać energią. A z byłym partnerem nie chcę mieć więcej do czynienia.
Nasuwa się pytanie, czy oby na pewno były partner cierpiał lub cierpi na depresję i kto mu ją stwierdził. Jego zachowanie nie może być tłumaczone depresją. Niektóre osoby wykorzystują „depresję” aby czerpać korzyści od innych osób. Trzeba być czujnym, a Pani tę czujność zachowała. Brawo! Pozdrawiam, Agnieszka
Mój mąż ma nawrót depresji, wcześniej się leczył teraz nie chce, nic nie chce. A ja juz nie mam sił wysłuchiwać ciągłego narzekania, chodzenia na paluszkach, usuwania każdej niedogodności, która urasta do rangi tragedii. Nie mam sił zajmowania się sama wszyskim, podejmowania wszystkich decyzji. Syn nie chce przyjeżdżać do domu, nie dziwię mu się, sama uciekłabym jak najdalej.
Wszędzie artykuły o tym jak postępować z osobą chorą, a może jakiś artykuł o tym co ma zrobić osoba, która kilkanaście lat żyje z taką osobą. Czasem jest powiedziane,że trzeba zadbać o siebie..dobre sobie..próba normalnie przespanej nocy przez mnie, gdy on nie może spać jest powodem do zarzutu w stosunku do mnie, że nie interesuję sie jego zdrowiem..
radość, uśmiech, spokój, życie bez napięcia nie pamiętam kiedy ostatnio było moim udziałem
Pani Aniu jest Pani bardzo silną kobietą. Proszę o tym nigdy nie zapominać. Jednak rozumiem, że sytuacja jest bardzo trudna i potrzebuje Pani sama dla siebie pomocy. Proszę o sobie nie zapominać. Każdy z nas ma prawo zadbać o siebie. Serdecznie pozdrawiam, Agnieszka
– OFERTA –
Aniu, z własnego doświadczenia mogę powiedzieć Ci, że „zadbać o siebie” to najlepsze co możesz zrobić w tej sytuacji. Wiem, że łatwo się to mówi, wiem że ludzie wokół mają pewnie 1000 różnych pomysłów co i jak powinnaś zrobić. Ale jemu już prawdopodobnie nie pomożesz, wiem co mówię – od lat mieszkam pod jednym dachem z frustratem, nerwusem i alkoholikiem w jednym. Leczy się ale co z tego jak pije. Błędne koło. W niczym nie przypomina tego cudownego mężczyzny, w którym kiedyś się zakochałam. Nie tylko nie pomożesz ale i sama możesz się pogrążyć. Zadbać o siebie można na różne sposoby. Ja np. odstawiłam alkohol choć przyznaję – jak piłam, było mi łatwiej go znieść. Ale już mam dosyć, postanowiłam że chcę mieć siłę nie dla niego, nie dla nas obojga jak jeszcze niedawno myślałam – że muszę przeżyć wspaniałe życie za nas oboje; ale dla mnie i tylko dla mnie. Bo już mam dosyć, myślę o rozwodzie i nawet powoli przestaje mnie obchodzić co się z nim stanie jak nie będziemy razem. Po prostu nie mam już siły:-( Masakra jakaś:-((((
Potwierdzam. Mąż w wiecznej depresji. Żyjący w innej rzeczywistości. Zniszczył wszystko swoją firmę, nasze życie, życie dziecka, nie mamy przyjaciół, znajomi dawno się odwrócili. Obarczył mnie odpowiedzialnością za wszystko pracę, dom, kredyty. Zapomniał wspomnieć, że stracił wszystko. Jeździliśmy na luksusowe wakacje, udawał Pana, a kiedy przyszło do zweryfikowania rzeczywistości okazało się, że nie było nas na to stać. Cały czas kłamał mimo, że pytałam. Każde moje pytanie jest atakiem na jego osobę. Nie pozostało mi nic innego jak ogarnąć cały syf jaki spadł na moje ramiona. On żył i żyje swoim życiem. O niczym nie pomyśli, analfabeta emocjonalny wobec mnie i dziecka. Kłamca, oszust i egoista. Nie liczy się z nikim tylko siebie stawia na piedestale i wokół niego ma się toczyć życie. Jak się nie toczy depresja. Praca, obowiązki są złe. Za wszystko należy chwalić, szanować, za to, że wstał z łóżka też.Cały czas oczekuje aplauzu, za śmieszne prace życia codziennego typu obranie ziemniaków. Jak jest coś do zrobienia to ucieka, płacze, że go atakuję, chowa się w swoim pokoju, śpi. Jak rozmawiam z dzieckiem o wyjściu na rower, basen to on jest pierwszy jest ubrany. Chorobę ma zdiagnozowaną. Uciekajcie póki czas. Strasznie podcinają skrzydła tacy ludzie, ciągną w swoje porąbane życie, których na pewno nie będziecie chcieli być uczestnikiem, bo to z normalnym życiem nic wspólnego nie ma. Ja miałam chwilę zwątpienia czy to on jest nienormalny czy ja. Ale weryfikacja jego zachowań nie pozostawiała złudzeń. Spłacam kredyt i się rozwodzę. Koniec tego koszmaru dla mnie i mojego dziecka. Ja jestem osobą silną, ale powiem szczerze, że dla osób nadwrażliwych taki związek z psychopatą emocjonalnym może skończyć się bardzo źle. Dla mnie motorem i siłą do działania jest dziecko. Mój mąż jest człowiekiem wykształconym, niepijącym, niepalącym. Nie udało się z nim stworzyć normalnych, ludzkich relacji zawsze według niego to on jest moją ofiarą to wszystko moja wina. Ale nie dajcie się zwieść to ja z dzieckiem jesteśmy jego życiowymi zakładnikami. Ale to już koniec. Nie chcę więcej z nim mieszkać, bo nic innego nas już nie łączy. Uciekajcie teraz!
Warto pamiętać że świat pełen jest różnych osobowości. Depresja nie może być wymówką, na zachowanie, które jest formą zawłaszczenia.
Witam.
Oboje z pratnerem zmagamy sie z depresja, tylko wydaje mi sie ze ja sobie radze jakos lepiej. Siegnelam po pomoc w artykulach i rozumiem swoj stan troche lepiej, wiem czego unikac by „nie wpasc w otchlan”. Partner za to kazde niepowodzenie, kazda trudnosc wyolbrzymia jeszcze bardziej niz ja. Nasz zwiazek trwa juz 8 lat i nie wiem czy wytrzyma dluzej. On uwaza ze jest nieodpowiedzialny, ze nie jest dobrym ojcem, ja mowie mu ze to nie prawda, ze jest swietny itd.
Boje sie o niego, od jakiegos czasu widze, ze jest mu gorzej ale nie wiem co robic. Na pytania odpowiada zdawkowo, boje sie ze nie chce sobie pomoc. Wiele razy proponowalam terapie ale nie stac nas, taka prawda. Z jednej strony chce mu pomoc, z drugiej musze tez pomagac sobie, do tego dochodzi dziecko, praca i obowiazki domowe….od jakiegos czasu to spadlo na mnie a on wpadl w jakis schemat grania, boje sie ze w ten sposob ucieka od samego siebie.
Proszę pamiętać, że nie można zbudować za kogoś siły. Jedynie co możemy to zatroszczyć o siebie, aby mieć siłę aby później pomyśleć o innych.
Moj syn cierpi na depresję. Ostatnio uslyszalam od niego, ze zawsze będzie uważany za trędowatego, przez pracodawcow i przez kobiety. Nie ma w tej chwili partnerki, czuje sie samotny, chociaz ma fajnych przyjaciol. Nie potrafi przebywac sam, najwyzej kilka dni. Jest po kilku terapiach i to wciaz wraca. Chyba ze 20 lekow juz mial przepisanych. Jest b.dobrym czlowiekiem, ale kiedy depresja sie nasila, staje sie jak obcy, malomowny, odpowiada monosylabami. Probuje skierowac go ku naturze, jedzenie, leczenie, skoro profesjonalisci zawiedli, ale chyba nie wierzy. Nie wiem, jak mu pomoc. Lekarze stawiali rozne diagnozy, borderline, potem ja odwolali, ja tez sie z nia nie zgadzam, narcyzm, inny szpital tez zaprzeczyl, pomozcie, jak przekonac go, ze moze znajdzie sie ktos, kto go pokocha i zaakceptuje. Z tego, co tu czytam, to wszyscy odradzaja uciekac od chorych na depresje.
Życie u boku osoby chorującej na depresję wymaga wiele wysiłku. Dlatego warto pamiętać o sobie ładując „akumulatory”. Czy należy od takich osób uciekać? Wszystko zależy od relacji i nie ma jednej złotej rady. Zaś z tego co czytam jest Pani mamą i bardzo kocha Pani swojego syna. Dobrze że Pani jest. Mimo wszystko proszę również dbać o siebie. Co do syna, to warto skupić się na jego potrzebach. Są drogi do tego, aby zacząć je wdrażać do życia. Serdecznie pozdrawiam.
Dzień dobry. Z mężem pogrążonym w depresji żyję od kilkunastu lat. We wczesnej młodości mąż leczył się już psychiatrycznie z powodu lęków, po kilki latach odstawił leki ponieważ pogłębiały jego stan. Bywało różnie. Od jego stanów wydawało się życia normalnego do całkowitego smutku i zamknięcia się w sobie. W pewnym momencie zorientowałam się, że z uporem maniaka czekam na przebłyski dobrego samopoczucia. Pojawiły się na świecie dzieci. wydawało się przez 9 lat, że nasze życie wraca do normy. Niestety… W te wakacje odkryłam, że maż w sposób bardzo namiętny wszedł w relacje głównie wirtualną z koleżanka z pracy – 16 lat młodszą. Twierdził, że przy niej może być sobą, że przez te lata ze mną udawał kogoś innego. Wycofał się w życie wewnętrzne udając pozory normalności. Jest przy tym świetnym ojcem naszych synów, którzy go uwielbiają ale on tego nie dostrzega. Kiedy zaczęliśmy rozmawiać o naszych popełnianych przez lata błędach doszedł do wniosku, że jesteśmy zupełnie różni. Żałował, że dał się wkręcić w relację z tą dziewczyną ale znów mógł czuć się młodo, widział jej fascynację nim i zachwyt. Ich relacja trwała kilka miesięcy. Teraz kiedy zakończył z nią kontakt ona nie odpuszcza, wyznaje miłość i chęć założenia z nim rodziny. Ciężko mi się temu przypatrywać wiedząc, że maż jest chory. Rozpoczął najpierw psychoterapie ale 2 miesiącach jej trwania czół się jeszcze gorzej. Udał się po pomoc do psychiatry. Bierze leki, czekamy na efekty. Martwi mnie jego uciekanie od nas. Twierdzi, ze potrzebuje być sam, bez ludzi, bez kontaktu. Ostatnio wyjechał na 2 godziny , wrócił po 11! Odezwał się po 9 godzinach, pisząc ,że jest w rozsypce i nie jest w stanie nawet smsa napisać. Dopiero jak sięga dna swojego smutku zaczyna się odbijać i dociera do niego co się dzieje. Będąc w takim stanie nie czuje zimna, głodu, pragnienia. Po 3 dniach znów smutek i potrzeba izolacji. Twierdzi, że tylko bycie z dala od ludzi pomaga mu pozbierać się. Jest ciężko, szczególnie, ze dzieci dopytują gdzie jest tata, czemu znowu go nie ma. Rozmawiał z nimi na ten temat tłumacząc swoje zachowanie. wyjaśniał, ze czasem go ogarnia taki smutek ale bierze lekarstwa, żeby było lepiej. Czy będzie? nie wiem…. W chwilach jego znikania wszystkie myśli przechodzą mi przez głowę, czy mnie oszukuje? Zdradza? Zapewnia mnie, że tamta relacja jest dla niego zakończona. Kończę słowami: nie jest lekko…..
Pani Maju proszę w tej sytuacji nie zapominać o sobie. Pani zdrowie jest również ważne. Warto o nie zadbać.
Witam,
Przeczytałam wszystkie komentarze z niemałym wzruszeniem jak i ulgą.
Ulgą, ponieważ widzę, że w swoich zmaganiach nie jestem sama i poczułam się raźniej.
Męża znam od 16 roku życia, w związku małżeńskim od 5 lat.
Wychodząc za mąż miałam świadomość choroby męża (na tamten moment zdiagnozowany CHAD), ale mimo trudności, nadzieja, że chorobę da się kontrolować i żyć normalnie, zwyciężyła.
Od 1,5 roku z mężem zaczęło się źle dziać. Zaczął przejawiać zachowania biernej agresji, złośliwości w moim kierunku, upokarzania słownego, umniejszania mi – tak jakby wszedł w otwarta rywalizację ze mną i chciał się dowartościować. Wszystko było moja winą, nie można było o nic normalnie zapytać, bo to we mnie tkwił problem, bo nie umiem zadawać pytań, etc. Stracił pracę, ciągną się za nim długi. Niestety nie wiedziałam o wszystkim. Dodatkowo „okazjonalnie” stosuje środki odurzające, co też przede mną było ukrywane. W tym roku ponownie wybrał się do psychiatry i wrócił z diagnozą – depresja. Spłata wszystkich długów, utrzymanie spadło na moje barki. Dodatkowo pojawiły się u niego inne, powazne problemy zdrowotne. Jego zachowania, wybuchy agresji i uwag w moim kierunku nabierały siłę. Do tego wszystkiego, mieszkamy w moim domu rodzinnym, więc w całej sytuacji, chcąc nie chcąc, uczestniczą moi rodzice. Ta sytuacja stała się dla mnie nieznośna. Upokorzenia przed nimi i jego zachowania przebrały wszelką miarę. Kilka razy naprawdę prawdziwie mnie przeraził swoim zachowaniem. Zmienność nastrojów, nieprzewidywalne zachowania budzą mój niepokój. Najlepiej go nie „tykać”, albo nie podejmować problematycznych tematów. Czasami aż ciężko mi traktować go jako osobę chorą i mam odczucia jakby mną manipulował. Stal się bardzo niepokorny. Być może jest to nawarstwienie problemów z wieloletniej relacji, ale jedynie moje „idealne” zachowanie nie zaostrza sprawy. Leczy się od roku, jest delikatna poprawa, ale remedium na ten stan niestety nie mam. Zauważyłam, że cały ostatni rok kręcił się wokół niego, jego stanu, aż straciłam siły i doswiadczam stałego smutku. Już trudno mi odróżnić, co jest „normalne” w tej chorobie, zaczynam podważać czy to faktycznie choroba, czy po prostu jego „usprawiedliwienie ” dla złego zachowania. Cały dom cierpi. Ile przykrości się wysłuchałam na temat moich rodziców, to już inna para kaloszy… Zastanawiam się, gdzie są granice w traktowaniu takich osób, bo czasami ma się ochotę wyrzucić z domu. Choć pojawia się lek, co zrobiłaby taka osoba… Bardzo trudna sytuacja. Jak się w tym odnaleźć, jak żyć godząc się z tym, że o prawdziwej relacji małżeńskiej można zapomnieć, dając cały czas z siebie i naprawiając to, co choroba niszczy w życiu chorego i rodziny.
Nie wspominała Pani nic o psychoterapii? Czy Pani lub mąż z niej korzysta? Jeśli nie, to pisząc o leczeniu ma Pani ma myśli tylko środki farmakologiczne? Warto się nad tym zastanowić. Z mojej strony polecam książkę ” Jak odzyskać siebie”, link do książki >TUTAJ<. Jest to książka dedykowana osobom w depresji. Jest to książka, która ma pomóc człowiekowi odzyskać samego siebie. Z mojej strony mogę dodatkowo zaproponować Pani terapię. Podaję link do mojej oferty: https://psychologiazycia.com/oferta/
Serdecznie pozdrawiam.
Czytam komentarze jednak z pewną ulgą. Czyli to nie tylko ja, czyli może to nie moja wina…
Ale nasuwa mi się pytanie: czy to coś da, jeśli na terapię pójdę ja a nie partner? On niestety nie dopuszcza do siebie myśli, że jest chory. Co chwilę słyszę nowe zapewnienia. „Jeśli tylko będę miał…”, „Kiedy tylko skończy się…”, „Jak tylko zrobię…” – „…to zobaczysz, odżyję, poczuję spełnienie, będzie dobrze”.
Trwa to już ponad rok. Partner nie pracuje i nawet nie to jest problemem, bo znalazłam dodatkową pracę, z której jestem w stanie nas utrzymać. Gdyby tylko cała reszta obowiązków też nie spadała na mnie. Ale poza pracą po ok. 90 godzin na tydzień, muszę też robić wszystko inne: zakupy, gotowanie, naprawy w domu. Postanowiłam poszukać pomocy bo przyłapałam się na tym, że fantazjuję o lekarzu, który mówi, że zostały mi 3 miesiące życia- że wreszcie mogłabym odpuścić, odpocząć, pożyć. A byłam kiedyś nieprawdopodobną optymistką, dynamiczną, kreatywną, radosną. Dziś siebie nie poznaję, jestem ciągle smutna, zrobiłam się żałośnie płaczliwa, jestem potwornie zmęczona.
Partner poza depresją ma także zaburzenia ze spektrum autyzmu. Codzienne rytuały zabierają mu czas i energię, a są to absurdy typu codzienne pucowanie klamek. W efekcie on się narobi i zarzuca mi, że tego nie widzę, ale jego praca nie przynosi żadnych realnych efektów. Ponadto jest niebinarny, co też gmatwa mu w głowie, ponieważ nie może osiągnąć pełnej satysfakcji na polu seksualnym.
Obwinia mnie o wszystko, łącznie ze swoim stanem. Zaburzam mu równowagę bo za głośno przeżuwam. Nie szanuję jego pracy bo dotknęłam tłustym czołem framugi drzwi. Rozwalam go psychicznie bo proszę, żeby poszedł do warzywniaka, co wymaga żeby zdążył wstać i się wykąpać przed 15:00. Dziś krzyczał na mnie z pokoju, żebym „nie darła ryja”- rozmawiałam przez telefon służbowy w kuchni, pracuję zdalnie. Moja rozmowa przeszkadzała mu spać. Wybuchłam i zażądałam, żeby nie zwracał się do mnie w ten sposób. Odpowiedział tylko, że zrujnowałam mu dzień, przeze mnie z niczym się nie wyrobi, że był beze mnie spokojny i szczęśliwy.
Zrobił się przy tym agresywny- nie w stosunku do mnie, ale do rzeczy. Najmniejszy drobiazg sprawia, że klnie na cały głos, trzaska i rzuca przedmiotami. Doprowadza do tego włos znaleziony pod prysznicem albo smuga na kubku wyjętym ze zmywarki.
Najgorsze jest chyba jednak to, że wini mnie za swój stan. Zarzuca mi, że obarczam go moimi emocjami gdy próbuję powiedzieć, że miałam ciężki dzień w pracy. Jest wściekły kiedy próbuję się przytulić a on akurat nie ma na to ochoty. Do szału doprowadza go mój płacz, nawet jeśli płaczę zamknięta w swoim pokoju (bo każde ma swój pokój, przy czym mi do jego pokoju nie wolno wchodzić, bo brudzę i śmiecę). Mówi, że go osaczyłam, że specjalnie go sobie tak ubezwłasnowolniłam, że gram z nim w gierki, że czuje się jak na smyczy- a przecież nie ma żadnych obowiązków, a jeszcze spełniam jego nietanie zachcianki, bo za każdym razem wierzę, że poczuje się szczęśliwszy jak mu kupię to czy tamto, jak go zabiorę tu czy tam.
Kiedyś przeżyliśmy potężną kłótnię, ponieważ przegrzebał mi telefon i znalazł rozmowę z przyjacielem, w której się żalę że mi ciężko. Od tej pory już nawet się nie żalę, nie chcę prowokować kolejnej kłótni. Naprzemiennie obiecuje, że znajdzie pracę, odciąży mnie, postara się odzyskać równowagę – i przysięga, że odejdzie, wyprowadzi się, bo nie da się ze mną żyć.
I wszystko byłoby proste gdyby nie fakt, że nadal dostrzegam w nim tego mężczyznę, którego pokochałam. Ciągle są takie momenty, gdy jest ciepły, czuły, dobry. To bardzo wrażliwy i inteligentny człowiek, który naprawdę wiele w życiu przeszedł, wiele stracił, wiele wycierpiał, wiele musiał innym wybaczyć. Czasami ma przebłyski i prosi, żebym go zostawiła i nie marnowała sobie życia. Wiem, że mnie kocha, czuję to nadal gdy ma lepsze dni, gdy jest w stanie się wyciszyć. Ale te dobre dni są coraz rzadsze.
Mamy bardzo różne doświadczenia- ja jestem po kilkunastoletnim związku, on po bardzo wielu kilkumiesięcznych relacjach- dopiero ze mną jest dłużej, nigdy wcześniej też nie mieszkał z kobietą. Często kontrastuje mnie ze swoimi poprzednimi partnerkami, o których bardzo lubi opowiadać. Ten związek był uduchowiony i magiczny, tę uwielbiała jego mama, z tą było świetnie w łóżku. Często mi powtarza, że jestem taka zwykła i prozaiczna. I że to dobrze, bo nie możemy oboje płynąć. Ale związki z tamtymi były ciekawsze. Nie ukrywa, że znudziło mu się nasze życie erotyczne i ma potrzebę innych doświadczeń. I ja nawet jestem gotowa się na to zgodzić, byle mnie nie zadręczał tymi fantazjami.
Czasami śpi u mnie a nie u siebie i jedynym szczęściem w trakcie dnia jest oglądanie go uśpionego, kiedy uśmiecha się łagodnie przez sen, chociaż wtedy spokojny, z niczym nie walczący. Jego dobroć i szczerość doceniają dzieci, z którymi uwielbia przebywać. Czują że podchodzi do nich z szacunkiem, zrozumieniem i miłością. Żadne z nas dzieci nie ma i marzymy o tym, zwłaszcza że on jest już bliżej 40 a ja po 30, ale nie wierzę, aby kiedykolwiek sytuacja poprawiła się na tyle, by sprowadzić na świat dziecko.
Wiem że nie mogę dać mu szczęścia jeśli sam go w sobie nie poczuje. Ale chcę go w tym wesprzeć. Tylko czy ma sens terapia tego [jeszcze względnie] zdrowego, gdy chory nie chce o tym nawet słyszeć? Kocham go, nie chcę go opuszczać, chcę mu pomóc. Poza mną nie ma nikogo, rodzina w zasadzie nie chce go znać, nie ma bliskich przyjaciół. Ode mnie z resztą też już wszyscy się odwrócili, nikt go nie lubi bo jest niesłowny- musiałam nie raz w ostatniej chwili przekładać jakieś spotkanie albo tłumaczyć jego nieobecność, bo „nie czuł tego dziś” itp. Boję się, że beze mnie sobie nie poradzi, jeśli faktycznie kiedyś odejdzie.
Wiem jak to wszystko brzmi- jakbym była z potworem. Ale tak nie jest. On jest po prostu głęboko nieszczęśliwy i zagubiony, chcę o niego zawalczyć. Nie potrafię sama mu pomóc a on nie chce szukać pomocy na zewnątrz. Nie wiem, co robić. Czy w trakcie terapii mogę uzyskać jakieś wskazówki, jak go wesprzeć?
Pani Marto, terapia służy osobie, która z niej korzysta i warto ją podjąć dla swojego dobra – wzmocnienia i odszukania siebie samej. Co do partnera, to proszę pamiętać, że nikt bliski nie może nikogo wspierać poprzez wchodzenie w rolę terapeuty dla tej osoby. To się po prostu nie uda. A co najgorsze prowadzi do wyczerpania osoby, która żyje nie swoim życiem. Która nie dba o swoje potrzeby, a stawia potrzeby innych na pierwszym miejscu.
Czytajac wszystkie komentarze tak bardzo sie z nimi utożsamiam. Z moim partnerem jestem od 18’lat mamy wspolnie 3 dzieci dom dwa psy… partner od jakis 4 lat leczy sie na depresje farmakologicznie. Casem jest dobrze a czasem nie . Zycie z chorym
Jest cholernie trudne a najgorsze jest to ze wciaz mam poczucie winy za swoje mysli… on tez mnie juz nie raz obwinil za jego samopoczucie i wspomnial ze lepiej bedzie jak go nie bedzie . Czy to normalne ze mysle o tym zeby sie rozstac? Ze wszystkim jestem sama , caly dom na mojej glowie . Poprostu czuje sie tak ze depresja jest na pierwszym moejscu ze ja nie moge sie zle czuc miec wolnego lezec w luzku caly dzien miec poprostu wyrabane na wszystko i nawszystkich. Czasem mysle ze moje zycie bylo by lepsze jakbym nie musiala zajmowac sie mezem i to nie jest tak ze od zawsze tak czulam ….na piczatku jak choroba wyszla na jaw walczylam wspieralam rozumialam ze on tak poprostu ma. Dzwonilam do lekarza tlumaczylam ale teraz mam jakis kryzys i czuje ze mam dosc tkwienia w zwiazku w ktorym i tak jestem sama. Dzieci sie przyzwyczaily ze tata zawsze spi i ze od wszystkiego jest mama a ja czasem chcialabym by choc na chwile bylo innaczej . Moze okaze sie ze moja postawa jest zla i jestem egoistka myslaca o sobie ale orzeciez to moje zycie dlaczego mam je cale poswiecic? Prosze o jakies porady moze ktos mnie zrozumie
Pani potrzeby są ważne. Pani jest ważna. Pani życie jest ważne. A z tego co czytam to życie jest ale dalekie od Pani samej. To nic złego, że chce Pani żyć. Że mam Pani swoje potrzeby. Zadbania o samą siebie, nawet jeśli miałoby się to wiązać z egoizmem, jest ważne dla życia – ku sile do życia. Proszę o sobie nie zapominać.
Witam,
Też wiem co to znaczy „życie w pobliżu”.
Zakończyłam swój 4 letni zwiazek.
Zaczynało się powoli, najpierw wychodziły drobne kłamstwa. Bo On nikogo nie chciał rozczarować. Raczej nie było kłótni bo ciągle było jak ja „chciałam”. Drobne kłamstwa jak się okazało były codziennością. Od początku byłam ta co broniła go przed swoją i jego rodziną ( by nie brał kolejnego kredytu, nie robił czegoś kosztem Siebie).A on uciekał w pracę, oddalaliśmy się było już źle. Ale mimo to ciągle tkwiliśmy w tym. Nie rozstaliśmy się i ślubu nie braliśmy.
W którymś momencie depresja dała o sobie wyraźnie znać. Udeżyło mocno : Depresja, nerwica, jakanie i strach przed ludźmi.
Czemu nie zauważyłam tego? Czy to moja wina?
Pamiętam moment jak się dowiedziałam że chciał popełnić samobójstwo.
Ciągle się bałam że coś sobie zrobi. Męczyły mnie okropne koszmary. Z czasem moje problemy już nie istniały była tylko jego depresja. Zaczęło mnie to ciągnąć w dół. Zaczęłam myśleć na poważnie o odejściu. Ale jak to zostawić kogoś w chorobie?
Kogoś kto mnie kocha. Krzywdzę go jeszcze bardziej. Były szantaze emocjonalne. Rozstanie trwało. Nie umiałam podjąć decyzji. On ciągle się leczył w szpitalu bez skutków i efektów. Leki nie pomagały.
Dopiero moja decyzja o odejściu odrobinę go ruszyła do działania.Na chwilę. Tylko że ciągle chcial walczyć dla mnie a nie dla Siebie samego.
Wiem że wielu ludzi ma do mnie żal i nie chce mnie znać. Nie życzę nikomu takich przeżyć . A ja powoli staje na nogi i Walczę z poczuciem winy.
Kogoś choroba nie może wyrządzać krzywdy drugiej osobie. Choć to bardzo złożona sytuacja, to jednak w takim wypadku zawsze warto zadbać o swoje dobro, o swoje poczucie bezpieczeństwa, o swoje zdrowie.
Przeczytałam komentarze z otwartą buzia… Mój mąż cierpi na depresję od kilku lat (zdiagnozowany został 2 lata temu). Teraz jego stan bardzo się pogorszył pomimo farmakoterapii. Jest agresywny, obarcza wszystkich wina za swój stan, krzyczy że nikt go nie kocha bo wszyscy jesteśmy samolubni w dawaniu miłości, która powinna być bezwarunkowa. Nie został mu już nikt, każdy odchodzi nie mogąc znieść ciągłych zarzutów z jego strony. Zostałam przy nim tylko ja, więc teraz to ja jestem tą winna. Ciągle mi o tym przypomina, obraża mnie, grozi… Czuje niechęć do kontaktu fizycznego, właściwie to strach przed tym jak daleko posunie się w kolejnej awanturze. Sama zastanawiam się jak go kochać i co to właściwie znaczy bezwarunkowa miłość? Jak długo i jakie poniżenia i wyzwiska jeszcze powinnam znieść. Gdzie jest ta granica. Dzieci go kochają, jest dla nich dobry. Ale jak wpada w szał i krzyczy to oczywiście się boją. Po przeczytaniu waszych historii kochane silne kobiety uświadomiłam sobie, że nie jestem sama. I przede wszystkim nie jestem winna… Dziękuje.
Dziękuję, że podzieliła się Pani swoją historią. Warto otwarcie mówić o tym, co się dzieje. Z tego co przeczytałam to Pani mąż oczekuje miłości bezwarunkowej, a nawet w sposób agresywny jej wymaga. Z tego co czytam stawia warunki, a Pani ma być temu uległa. Jak zatem to się ma do miłości bezwarunkowej? Dostrzegam tu pewną sprzeczność, a co najgorsze posługiwanie się „depresją” w celu „dawania sobie przyzwolenia” do przemocy. Depresja nie powinna być przykrywką wobec przemocowego zachowania. Depresja to nie prawo do zawłaszczania.
Nie wiem czy jeszcze ktoś tu zagląda ale z własnego doświadczenia każdemu początkującemu towarzyszowi osoby chorej mogę powiedzieć jedno: jeżeli nie ma poprawy w zachowaniu ani chęci do leczenia u osoby chorej to uciekać i to czym prędzej!
Ci którzy piszą że trzeba pomagać bo się ślubowało itp to albo osoby które same tego nie doświadczyły albo takie które miały doczynienia z lekkim przypadkiem. Jeżeli chory wykazuje agresję, ciągłe niezadowolenie, krytykę do tego nie zamierza nic ze sobą robić to dla własnego dobra a tym bardziej dla dobra dzieci uciekać.
Sama próbowałam być dobrą przykładną żoną która ślubowała. Mąż od zawsze był zaburzony ale jako młoda dziewczyna tego nie wiedziałam. Już po paru latach życia razem leczyłam nerwicę I depresję oczywiście cały czas się łudząc że coś się zmieni. Potem męża dotknęła inna poważna choroba i zaczęło się piekło dla rodziny, to wtedy zdałam sobie sprawę że mąż ma depresję lub inne zaburzenia. Codziennością stał się ciągły ryk z pianą na ustach, ciągłe pretensje, ciągła krytyka, walenie pięściami po rzeczach itp. Popadał ze skrajności w skrajność, narobił długów. Walczyłam, pomagałam, wspierałam, tłumaczyłam, walczyłam o rozmowy, prosiłam o leczenie, przez 8 lat pracowałam półtorej etatu żebyśmy mogli się utrzymać, sama wszystko robiłam w domu, płakałam po kątach. W zamian słyszałam tylko że jestem debilem, że nic nie potrafię itp. Każde moje hobby, moje zainteresowania były niszczone w zarodku komentarzem że lepiej gdybym zrobiła coś bardziej pożytecznego albo że się nie nadaję. Finanse zawsze prowadził mąż, wszystkie przelewy, opłaty szły z jego konta. On sam decydował co trzeba kupić nie pytając mnie o zdanie, robił co chciał, ja musiałam o wszystko prosić i bywało że uznał że jest mi coś niepotrzebne. Pracował na połowę etatu, w domu nie pomagał nic, ciągle był niezadowolony i nieszczęśliwy. Wyżywał się na mnie i na dziecku. Dokładnie 4 lata temu sięgnęłam dna i się załamałam. Leżałam wycieńczona fizycznie i psychicznie i zastanawiałam się gdzie jest najlepsze miejsce żeby się powiesić. Następnie postanowiłam że muszę zrobić dwie rzeczy…zmienić pracę i się rozwieźć. To pierwsze nastąpiło szybko a to drugie jest dopiero teraz w toku. Mąż zaczął się leczyć ale za późno. Nie rozróżniam co jest jego chorobą a co wrednym charakterem. Czuje się nikim, jestem totalnie zmęczona życiem. Syn też jest zniszczony i tego sobie nie daruję……dlatego uciekajcie i chrońcie dzieci. Jak ktoś może pisać żeby dziecku wytłumaczyć że ojciec jest chory i trzeba go wspierać…..naprawdę pisze to chyba osoba która nie ma pojęcia o problemach psychicznych. Najgorsze jest to że człowiek jest z tym problemem sam. Rodzina udaje że nie widzi i się nie wtrąca. Rodzice męża zawsze ignorowali jego agresywne zachowanie a gdy załamana prosiłam o rozmowę bezczelnie zmieniali temat. Bywało też że teściowa szukała mojej winy w jego zachowaniu. Teraz ja jestem tą złą bo zostawiam chorego męża. Dodam że jesteśmy razem prawie 30 lat, tyle lat manipulacji i niszczenia. Mam również siostrę psychicznie chorą która jest alkoholiczką i nie wiadomo co było pierwsze nałóg czy choroba. Ona także całymi latami wyżywała się na swojej rodzinie, na matce, na mnie. Wyrządziła tyle zła że aż trudno to opisać ale tak zmanipulowała swoich najbliższych że litują się nad nią i użalają, nie widząc że to oni potrzebują litości a ona się śmieje za ich plecami. Widzę ile wspólnych cech i zachowań ma ona i mąż. Czasem tak myślę że to chyba cud że jeszcze żyje i że potrafię realnie oceniać rzeczywistość…..to że ktoś jest chory nie daje pozwolenia by niszczyć innych. Każdy człowiek zasługuje na szacunek i normalne życie. Oczywiście należy pomóc ale jeżeli ta pomoc jest niewystarczająca to najlepiej się wycofać i to w odpowiednim momencie bo potem zostaje tylko żal, nienawiść i rozpacz nad straconym życiem.
Bardzo dziękuję, że opisała Pani swoją historię. Choć jest w niej dużo bólu i cierpienia, to mimo wszystko da ona informację osobom, które czytają moją stronę, że czasem na pewne sprawy trzeba spojrzeć z różnych stron. Nie zawsze „pomaganie” jest dobre. Pomagając nie możemy szkodzić sobie. Pani mimo wszystko podjęła kroki samoopieki. Na pewno nie było i nie jest to łatwe. Zaś podziwiam i niech Pani trzyma tak dalej. Najważniejsze mieć na uwadze swoje dobro.
Trzymam za panią Pani Aniu kciuki Przez przypadek weszłam w te posty przeczytałam wszystkie i wiem jedno Jeśli chce sie żyć to trzeba uciekać dla własnego dobra
Jesteśmy z żoną 5 lat po ślubie nie mamy dzieci ponieważ nie możemy mieć dzieci żona od pewnego czasu jest taka nie obecną ma różne tajemnice przede mną nie jest szczera wobec mnie i mojej rodziny oraz nie szanuje innych nawet mnie ciągle ma pretensje do wszystkich ostatnio żona bez słowa odeszła wróciła do domu rodzinnego nie odbiera tel. stwierdziła że niechce kontaktu z mojej strony.ja wyciągam rękę do rozmowy ale ona tą rękę kąsa bardzo się zmieniła proszę o poradę bo nie wiem co mam myśleć o tym wszystkim podejrzewam że żona ma depresje
Cześć wszystkim .
Mam 30 lat , trójkę dzieci ( 11,5.4lat) jestem z partnerem który ma depresja afektywną dwubiegunowa. Niestety popija co drugi trzeci dzień alkohol .. leczy się psychiatrycznie . Gdy próbuję z nim rozmawiać mówiąc mu żeby postarał się nie pić, pójść na leczenie . Odpowiada „a co ja Cię obchodzę?” Ja rozumiem że ta choroba jest straszna , jemu jest ciężko .. ale z każdym dniem i mnie jest okropnie ciężko .. mam wrażenie że te leki nic nie pomagają. Ręce mi opadają z tej bezradności. Ciągnie mnie za sobą .. stan mój psychiczny uważam za bardzo niski. Ukrywam to sobie bo później słyszę nie użalaj się nad sobą .albo jak Ci się nie podoba to się wyprowadź . Aferka za aferka .. nie wiem już co robić . A cokolwiek bym nie zrobiła to jest źle..
Dziękuję za podzielenie się swoim doświadczeniem. Niestety w komentarzu trudno jest zawrzeć odpowiedź, która mogłaby dodać siły. Jednakże jej Pani życzę z całego serca. Proszę przyjąć dużo wspierających myśli i proszę pamiętać, że pozostaję do Pani dyspozycji.
Stary post, ale dopisze swoja historie. Tym razem to ja jestem tym „zlym”. Mam lub mialem zone, ktora byla otwarta, ciepla osoba. Poznalismy sie 17 lat temu zaraz po studiach i tak zostalo. Bylem swiezo po terapi grupowej pelen nadzieji. Od ok 18 roku zycia zeczyly sie u mnie proby samobojcze jak forma odregowania napiecia i kompusywnego stresu. Rodzicow chyba to przeroslo i nie zaprowadzili mnie wtedy do lekarza. Rozeszlo sie po kosciach, potem byla wlasnie ta terapia i poznanie zony. Swiat byl piekny. Przez te wszystkie lata nazbieralismy mase wspomnien: wyjazdy, przeprowadzki, jakies problemy. Potem sie urodzilo dziecko. Bylo ciezko, poniewaz bylismy sami, sami sie opiekowalismy na zmiane, pracowalismy, robilismy wszystko zeby dac rade. Nikt z rodziny nami nie pomagal. Bylem zmeczon, zona rozstrojona po ciazy. Zmienialismy mieszkanie na wieksze. Przeprowadzilismy sie mieszkalismy pol roku i zaczol sie covid. Mi sie zaczelo pogarszac, zaczolem sie odcinac od ludzi. Zona ze wzgledu na charaktre pracy ma ciagly kontakt z ludzmi nawet zdalny, a ja pracuja w IT trafilem do miejsca gdzie tego kontaktu prawie nie bylo (100% zdalnie). Wtedy konczylem jedna terapie gdzie rozliczylem sie z rodzicami i dziecinstwem, ale zaczelo sie ze mna dziac jeszcze gorzej z jakiegos innego powodu. Przestawalem sie komunikowac z zona, dopytaywac sie, zaczalem miec objawy opisane przez inne osoby. Wyrzucalem ze jestem sam, nikogo nie potrzebuje, zeby wszyscy mi dali spokoj, wychodzilem z domu w nocy mowiac ze sobie cos zrobie. Zona powedziala, ze chce sie rozejsc 2 m-ce temu gdy akurat od poczatku roku widzialem ze cos powoli drgnelo. Leki wreszcie zaczely w miare dzialac (biore ponad 2 lata ale dobieralem rozne, kto bierze to wie jaki czasami to problem dobrac i trafic dobrze). a tu sie okazalo ze to koniec. Chodze na terapie indywidualna zapisalem sie na grupowa, ale czekam na termin. Mam fajnego syna, dla ktorego zawsze chcialem zyc pomimo prob samobojczych w miedzy czasie. Teraz mi jest ciezko bo wiem ze stracilem osobe, ktora mnie kochala szczerze takim jakim jestem, ale mam swiadomosc ze tez zatruwalem zycie. Niby otrzezwialem, ale przeciez choroba jest we mnie caly czas. Na zewnatrz nie widac ze jestem chory. Pracuje, robie mase rzeczy w domu, zajmuje sie dzieckiem , ale czasami ide tez na gore i chce sie powiesic z tego poczucia bezsensu takiej walki z zyciem, ktore nie jest wesole praktycznie. Boje sie samontonsci ale chyba musze sie pogodzic ze dla dobra innych mnie to czeka. Jest ciezko.
Do @Ewilina
Mój mąż zachowuje sie podobnie. Mamy 3 dzieci, nie mieszkamy razem. Ja mieszkam z dziećmi w naszym domu rodzinnym, mąż na kawalerce. Ma depresje. Ciagle krzyczy na mnie i wyzywa. Prowadzimy wspólnie firme, dużo rematów poznawał. Obwinia mnie o wszystko. Jędrnym „ratowaniem” naszego zwiazku jest zamieszkanie razem z nim. Tak twierdzi. Boje sie wykonać ten ruch, bo non stop mnie za coś obwinia. Straszy samobójstwem, codziennie strasznie boje sie o jego życie.
Zona leczy się z depresji już prawie dwa lata. Przez ten czas miała dwie próby samobójcze, wpadła w uzależnienie od alkoholu i narkotyków. Teraz alkholloku i narkotyków juz nie ma. Zaciągnęła długi, które spłacamy do teraz. Ja już nie daje rady, nie wiem jak jej pomóc. Chodzi na terapię ale ta terapia jest do dupy, czekamy ponad rok na inną, ale nie ma miejsc. Ja w tym czasie wyprałem się z emocji. Pękło coś we mnie kiedy wszystkie klamstwa wyszły na jaw. Nie wierzę w to że wyzdrowieje i że będzie taka jak kiedys. Nie wierzę w to, że coś się jej uda. Traci wszystkim zainteresowanie po tygodniu. Czuję się wyprany z emocji. Nic już mnie nie cieszy i niechce mi się przebywać obok niej. Wspólne obocowanie to siedzęnie na kanapie i oglądanie filmów, kiedy ja już po prostubtego nie chce. Zawsze byłem aktywny fizycznie ale nie sprawia mi to już radości, w sumie to już kilka miesięcy nic nie robię bo mi się nie chce. Po prostu czuje ze nie ma to sensu. Nie mamy dzieci, i teraz już nie wiem czy oboje ich nie chcieliśmy czy dałem się przekonać że ona ich nie chce. Czy zrobiłem to by była szczęśliwa? Zawsze chciałem mieć rodzinę, ona kręciła nosem. Po paru latach mówię jak ona. Kontakty że znajomymi się urwały, z nikim nie utrzymujemy kontaktu. Nie szło nigdzie wyjść razem, chodziłem sam, aż zaczęło mi to przeszkadzać i teraz siedzę w domu z nią. Czasami nie rozmawiały bo nie mamy o czym, a ja niechce słuchać o pracy po pracy chce się odstresować. Nic mnie nie cieszy, jestem wiecznie wkurzony, agresywny, izoluje się. Nie wiem co robić, niechce mi się tak żyć
Przeczytałam wszystko…I po raz pierwszy czyje , że nie jestem z tym sama…jestem z mężem 12 lat mamy dwoje dzieci. Od ponad 2 lat mąż zmienił się całkowicie z wesołego, towarzyskiego kochającego ojca i męża…Nic z tego nie zostało. Nie jest w stanie utrzymać pracy ,dzieci rachunki itd nie są dla niego istotne. Ma zdiagnozowaną depresję ale nie bierze leków. Za każdym razem gdy zaczynam rozmawiać o wizycie u lekarza konczy się awantura i słowami „albo ja sam sobie z tym poradzę albo się powieszę i będzie spokoj” no jestem w stanie policzyć ile razy go prosiłam ,błagałam ,płakałam nawet groziłam odejściem jeśli nie pójdzie sie leczyć….Nic nie skutkowało. Jestem zmęczona zła i smutna wychowuje dzieci sama mąż spi po 3-4 dni kapletnie odcięty od świata a gdy wstanie zaczyna majsterkować(nie śpiąc 2-3dni)…znosi do domu ogrom rzeczy które nie są potrzebne. Zaczyna parę rzeczy na raz i nic nie konczy. Ostatnio zaczął być agresywny i wszędzie doszukuje się spiskowania za jego plecami. Kiedyś byłam radosną kobietą kochałam życie i cieszyło mnie tak wiele…teraz czuję jak bym się zapadała pod ziemię
Na pewno jest Pani bardzo trudno. Niestety czuję, że w krótkiej odpowiedzi nie będę odpowiednim wsparciem. Proszę pamiętać, że jestem do Pani dyspozycji poza forum. Przesyłam dużo wsparcia i służę swoją osobą.